tag:blogger.com,1999:blog-65928563271808352072024-03-12T10:55:24.151-07:00KNOCKOUT - Harry Styles FanfictionPierwsze polskie tłumaczenie drugiej części "DARK", autorstwa H28.Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.comBlogger8125tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-27362801620472010362015-05-23T09:22:00.001-07:002015-05-23T09:22:13.379-07:00Rozdział 7.- Kim jest Harry?<br />
James nie odrywa się od gotowania, cały czas mieszając coś w garnku. Mój umysł zalewa fala geopolitycznego żargonu, zwrotów, których mogłabym użyć w tym nadzwyczaj nudnym eseju, który przyszło mi pisać. Ze stopą wspartą na przeciwległym krześle i laptopem ogrzewającym moje nogi było mi całkiem wygodnie w tym naukowym zatraceniu. Moje imię zostaje wypowiedziane jeszcze dwa razy, zanim podnoszę wzrok znad pozakreślanych kartek papieru.<br />
- Co?<br />
Laptop wydaje ponaglające dźwięki, prosząc się o podłączenie ładowarki. Kiedy sięgam po kabel James ponownie zabiera głos.<br />
- Harry. Dostałaś od niego SMSa.<br />
Nie ma nic zgrabnego w sposobie w jakim odrywam się od swojej pracy. Wszelkie refleksy zawodzą, gdy książki spadają na podłogę. Niezdarnie przejeżdżam dłońmi po stole w poszukiwaniu telefonu.<br />
James dodaje więcej składników do przygotowywanego przez siebie obiadu, a ja otwieram wiadomość. Jest subtelny w okazywaniu zaintrygowania, ale mimo wszystko udaje mi się dostrzec jego zaciekawienie.<br />
<br />
<div style="text-align: right;">
<i>Od Harry:</i></div>
<div style="text-align: right;">
<i>Kolejna walka jest w sobotę. Będziesz?</i></div>
<div style="text-align: right;">
<i><br /></i></div>
<div style="text-align: left;">
Moje kciuki w pośpiechu pracują nad odpowiedzią. Spędzam śmiesznie długą ilość czasu zastanawiając się nad tym, czy nie ma nic nieodpowiedniego w zakończeniu wiadomości słowem "buziaki". Pieprzyć to. Czekam, aż wiadomość zostanie wysłana, po czym wciskam komórkę do kieszeni.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wszystko okej? - pyta James.</div>
<div style="text-align: left;">
W jego oczach migocze troska, dopełniona lekko zaciśniętymi ustami. </div>
<div style="text-align: left;">
- Tak, wszystko w porządku.</div>
<div style="text-align: left;">
- Na moje SMS-y nie odpowiadasz aż tak szybko - żartuje, jednak nie słyszę jego jowialnego śmiechu. </div>
<div style="text-align: left;">
Mój żołądek skręca się w nieprzyjemnym uczuciu.</div>
<div style="text-align: left;">
To nie jest zdrada. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Docieram do klubu wykończona, ledwie łapiąc oddech. Po drodze był wypadek, widziałam tylko motor w dość opłakanym stanie, leżący na poboczu. Policja zarządziła ruch jednostronny, dlatego podróż tutaj zajęła mi stanowczo więcej czasu niż bym chciała. Na zewnątrz ciągnie się kolejka, ale omijam ją, co spotyka się z niezadowoleniem oczekujących. Mijam bramkarza i wchodzę do ciepłego, ale i dusznego pomieszczenia. </div>
<div style="text-align: left;">
Mack czeka na mnie z wielką zmarszczką na czole, nerwowo obgryzając paznokcie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Spóźniłam się, przepra..</div>
<div style="text-align: left;">
- Jest już w ringu - przerywa mi.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jak mu idzie? - niemal krzyczę, gdy on pomaga mi wydostać się z płaszcza.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jest głównie na linach. Powinnaś tam iść, Bo.</div>
<div style="text-align: left;">
Mack zabiera moje rzeczy, żeby bezpiecznie schować je w swoim biurze. Powietrze jest wypełnione odorem alkoholu wydalanym przez nietrzeźwych ludzi, sprzeciwiających się mojej próbie przeciśnięcia się między ich ciałami. W momencie, gdy docieram pod ring moja koszulka prawie przemaka od ilości przypadkowo rozlanych na mnie drinków, a to co widzę wprawia mnie w przejmujący smutek.</div>
<div style="text-align: left;">
Ledwo trzyma się na nogach, resztkami refleksu unikając czegoś co z pewnością mogłoby być śmiertelnym ciosem. Wyrywam się do przodu, mocno zaciskając palce na krawędzi ringu. Harry opada całym ciałem na liny. Rozcięcie na grzbiecie nosa i nad jego brwią tłumaczy zatrważający obraz jego karmazynowych łez.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wstawaj - rzucam błagalnie.</div>
<div style="text-align: left;">
Wygląda na wykończonego. Jego klatka piersiowa unosi się ciężko, gdy chłopak próbuje oddychać. Rysunki i napisy z czarnego tuszu wydają się nawet ciemniejsze teraz, gdy jego skóra pokryta jest potem. Jego egoistyczny przeciwnik jest zbyt zajęty podgrzewaniem rozjuszonej publiki, żeby dostrzec naszą interakcję.</div>
<div style="text-align: left;">
- Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Mruga oczami, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Moja prawa dłoń wędruje na jego palce, mocno zaciśnięte wokół liny. </div>
<div style="text-align: left;">
- Proszę cię, podnieś się.</div>
<div style="text-align: left;">
Sędzia nie ma zamiaru się wtrącać. Jeśli on się nie ruszy, jego przeciwnik dalej będzie robił swoje dopóki Harry nie straci przytomności. Brudna walka, bez najmniejszych zasad moralnych, żadnej ludzkiej przyzwoitości.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jesteś - mówi świszczącym głosem, siląc się na blady uśmiech.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jestem, a teraz musisz coś dla mnie zrobić. Wstawaj. </div>
<div style="text-align: left;">
Zanim ma szansę zebrać myśli, zostaje odciągnięty i z impetem rzucony na środek ringu. Energia, która zdawała się być na wykończeniu nagle wypełnia jego wiotkie ciało, obdarowując go siłą do walki. Nadal jest osłabiony, ale udaje mu się zrobić unik, zanim potężna pięść przygwożdża go z powrotem do desek. Krzywię się, gdy śmiało przyjmuje kopnięcie w żebra, próbując podnieść się z kolan, by wymierzyć silny cios w klatkę piersiową przeciwnika. </div>
<div style="text-align: left;">
Facet jest raczej typem pięściarza. Nieudolnie próbuje wpleść uderzenia nogą, lub kolanem do swojej rutynowej walki. Jest w wyższej kategorii wagowej niż Harry, który to z kolei nie ma oporów przed wykorzystywaniem ciężaru całego ciała w dynamicznym ataku. Wielce oczywistym jest również fakt, że ciosy, które wcześniej przyjął na swoją twarz Harry jeszcze bardziej ograniczyły jego wadliwy wzrok. Czas, który poświęca na wytarcie krwi ze swojej twarzy, czyni go bezbronnym wobec bezlitosnych prawych sierpowych. Nie wytrzyma zbyt długo.</div>
<div style="text-align: left;">
Nigdzie nie widzę Macka, a machanie do sędziego upewnia mnie tylko, że bardziej kieruje się praktyką oceniania sytuacji, niż teorią. Nie obchodzą go próbujące zwrócić na siebie uwagę dziewczyny przy linach, jest skupiony na tym by nie oberwać od któregoś z zawodników. Miotanie rękami w powietrzu nic nie pomaga. Wciskam palce do ust, by wydobyć z siebie najgłośniejszy gwizd na jaki stać moje płuca. Udaje mi się przyciągnąć uwagę, której tak bardzo pragnęłam. Sędzia podchodzi do lin i kuca, nadstawiając ucho. </div>
<div style="text-align: left;">
- Zarządź przerwę! - próbuję przekrzyczeć gwar.</div>
<div style="text-align: left;">
Chwytam liny, pochylając się do przodu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Prawie nie widzi na jedno oko, a z tą całą krwią zalewającą mu twarz jest praktycznie ślepy. Ogarnę tylko to i potem możesz z powrotem wpuścić go na ring - cedzę przez zęby.</div>
<div style="text-align: left;">
Wzdycha ciężko i kręci głową, zanim raczy mnie swoją niechętną odpowiedzią.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dobra, masz dwie minuty.</div>
<div style="text-align: left;">
Na sali rozlega się natychmiastowy okrzyk niezadowolenia, kiedy walka zostaje przerwana. Sędzia kieruje zamroczonego Harry'ego w moim kierunku. Stoję już na podwyższeniu, nadal nie wychodząc poza obszar lin. Podtrzymuję go w miejscu, gdy lekko słania się na nogach.</div>
<div style="text-align: left;">
- Co się stało?</div>
<div style="text-align: left;">
- Nic nie widzę - mówi rozgorączkowany, spiesznie przecierając oczy wierzchem dłoni. - Jesteś...Myślałem, że nie przyjedziesz.</div>
<div style="text-align: left;">
- No nie przyjechałam po to, żeby oglądać jak ktoś kopie ci dupę.</div>
<div style="text-align: left;">
Mack przechyla butelkę wody, wylewając jej zawartość na głowę Harry'ego co momentalnie ucina naszą konwersację, słowa zastępując niezrozumiałym bełkotem. W mojej dłoni ląduje stara koszulka, której używam do wytarcia twarzy chłopaka, przyciskając ją lekko w miejscach rozcięć, zanim Mack zabezpieczy je plastrami opatrunkowymi. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie pozwól mu więcej uderzyć się w twarz, Harry. </div>
<div style="text-align: left;">
Sięgam po frotkę opinającą mój nadgarstek. Chłopak pochyla głowę w moją stronę, gdy zbieram włosy z jego twarzy i wiążę je na czubku. To chaotyczny kok, ale musi spełnić swoje zadanie, bo na nic porządniejszego nie mamy czasu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie poddawaj się! Spuść mu porządny wpierdol!</div>
<div style="text-align: left;">
Mack pomaga mi zejść z ringu w sekundzie, gdy Harry staje po środku. W jego ciosach jest pewność siebie, ale obawiam się, że to nie wystarczy. Bezradnie patrzę, jak pięści jego rywala lądują na jego ciele raz za razem. Obrażenia, których doznał wcześniej znacznie go osłabiły i sprawiły, że stał się podatniejszy na dalsze urazy. </div>
<div style="text-align: left;">
- No dalej, Skarbie - szepczę pod nosem.</div>
<div style="text-align: left;">
Wykorzystuje wszystko co ma, kolana, łokcie, żeby tylko wyprowadzić jakiś atak. Tłum jest zachwycony tą zmianą. Ludzie chyba mieli dość czegoś co zaczynało wyglądać jak jednostronna walka. </div>
<div style="text-align: left;">
Ktoś trąca mnie w ramię. Czuję dłoń oplatającą moją rękę i czyjś oddech przy uchu. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie wydaje mi się, żeby twój chłoptaś miał na tyle jaj, żeby jeszcze jakoś wyjść z tej sytuacji.</div>
<div style="text-align: left;">
Mężczyzna zionie alkoholem, więc szybko odsuwam się od jego ciała. Chłodny, krzywy uśmieszek mrozi mi krew w żyłach. </div>
<div style="text-align: left;">
- Weź spierdalaj - syczę. </div>
<div style="text-align: left;">
To niemal tak, jakby wypowiedział swoje słowa w złą godzinę, bo gdy ponownie odwracam się w stronę ringu, Harry leży na deskach z kolanem swojego rywala dociskającym go do ziemi. Nie mogę zrobić nic oprócz patrzenia na to jak nieporadnie próbuje zablokować ciosy lądujące na jego twarzy. Tamten mężczyzna jest większy. Mocno zarysowana linia szczęki i obłęd w oczach przemawiają przez jego rysy, kiedy z impetem przygwożdża prawą rękę Harry'ego do ringu. </div>
<div style="text-align: left;">
- Dalej, Harry! Wstawaj!</div>
<div style="text-align: left;">
Kolejny okrzyk popierający moje słowa następuje sekundy później. Publiczność postanawia wesprzeć, jak mogło się wydawać, przegranego. Mack jest tuż obok mnie, nawołując do sędziego i upominając go o wykonywanie swojej roboty tak jak należy, niezależnie od zasady, że nie ma żadnych reguł. Nagle Harry zostaje uwolniony, a mężczyzna który sekundy temu obijał jego twarz zmierza w moim kierunku, wychylając się przez liny. Fuka głośno i wyrzuca dłonie w powietrze kopiąc się w głośnym aplauzie. W jego stronę leci parę wyzwisk, ale on zdaje się nie zwracać na nie uwagi. </div>
<div style="text-align: left;">
Przesuwam się na skraj ringu i widzę jak Harry zmienia pozycję, obracając się z pleców na bok. Jest mocno poobijany, ale walczy z bólem i staje na równych nogach. Na jego ciele już formują się siniaki i blizny, które zagoją się, zostawiając po sobie ślad. Brutal nadal spółkuje z tłumem wokół, nie widząc tego co dzieje się za jego plecami. </div>
<div style="text-align: left;">
Harry patrzy na mnie, a ja lekko potakuję głową.</div>
<div style="text-align: left;">
Niemal słychać gruchot kości, kiedy pięść Harry'ego ląduje na żebrach jego przeciwnika, łamiąc je doszczętnie. Mężczyzna krzyczy z bólu, a jego prawie zwierzęcy ryk zagłusza widownię. Zwija się w kulkę, osłaniając swoje połamane kości, tym samym czyniąc się łatwym celem. Harry nie okazuje łaski, gdy sprowadza go do parteru w ułamkach sekund. Mężczyzna zwija się w agonii, więc chłopak nie ma problemu z unieruchomieniem jego rąk i opleceniem jego szyi udami. Nie można nazwać tego inaczej, aniżeli tylko ściśnięciem. Harry'emu udaje się utrzymać zacisk nawet gdy sam decyduje się przekołysać na bok. </div>
<div style="text-align: left;">
Twarz jego przeciwnika zmienia kolor z czerwonego na niebieski i właśnie wtedy Harry bezceremonialnie puszcza go wolno, zanim ten straci przytomność. Tłum domaga się od chłopaka by skończył to co zaczął, ale walka już została wygrana. Jakakolwiek dalsza partycypacja Harry'ego byłaby tylko nieuzasadnionym użyciem siły. Ludzie czekają na nokaut. Według nich to nie ma sensu, dopóki ktoś nie jest skąpany w krwi, a tylko sekundy dzielą go od śmierci.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego oczy spoczywają na mnie, a moje serce gotowe jest wyrwać się z klatki żeber. Nie waham się wspiąć na ring, Mack dodatkowo wspomaga mnie swoim ramieniem. Niezdarnie podnoszę się z desek i sięgam do Harry'ego, który pochyla się nad swoim przeciwnikiem, ale mój niestosowny gest zostaje udaremniony. </div>
<div style="text-align: left;">
- Proszę pani. - Pewna dłoń sędzi ląduje na moim przedramieniu. - Proszę wyjść z ringu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Zostaw ją.</div>
<div style="text-align: left;">
Oboje zostajemy uciszeni niebezpiecznie niskim głosem Harry'ego. Tłum cichł powoli, przyglądając się wszystkiemu z zapartym tchem. </div>
<div style="text-align: left;">
- Skończyłem - oświadcza. </div>
<div style="text-align: left;">
Chwytam jego dłoń, a zielone oczy zerkają w dół w odpowiedzi na ten kontakt. Moje palce oplatają się wokół jego, ale jestem ostrożna, żeby go nie spłoszyć.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chodźmy - ponaglam łagodnie. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po raz pierwszy widzę jak w pełni się uśmiecha, kiedy zmywam zaschniętą krew z jego twarzy. Odwracam się by pozwolić mu założyć koszulkę, po czym wracam do opatrywania kontuzji. Zaskoczenie. Ogarnia mnie obezwładniające zaskoczenie, kiedy moje nogi odrywają się od posadzki i zostaję uniesiona w bliskim uścisku. Jego skóra pokryta jest potem i błyszczy w zwycięstwie. Zatracam się w nim, próbując pamiętać, że nie jest tym kim był kiedyś. Jego ramiona są spięte, ręce bardziej wyważone, a dłonie niepewne. Jego tatuaże są zalążkiem początków rozmów. Rozmów, które są jeszcze przed nami.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak się cieszę, że tu jesteś - mówi cicho.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego rozłożyste dłonie wędrują po moich plecach, gdy wtula twarz w moją szyję. Jesteśmy tak blisko, że czuję, jakby nasze ciała synchronizowały swoje ruchy, umysły wchodziły na te same tory, a serca zaczynały bić tym samym stęsknionym rytmem. I nagle wszystko to zaczyna się walić, gdy jego usta dotykają kącika moich. Zamieram. Nie kontroluję swoich palców, gdy lekko szczypią skórę jego karku. Czuję tylko jego włosy plątające się gdzieś pomiędzy. Moje serce wali jak oszalałe, a umysł zaczyna podsuwać mi najróżniejsze obrazy z każdą długą sekundą, kiedy trzyma mnie w ramionach. </div>
<div style="text-align: left;">
Harry powoli uwalnia mnie ze swojego uścisku, a moje stopy znowu dotykają podłoża. Na jego kości policzkowej formuje się groźnie wyglądający siniak. Jego ciało jest pokaleczone, a on przejmuje się tylko mną.</div>
<div style="text-align: left;">
- Zrobiłem coś nie tak?</div>
<div style="text-align: left;">
Odwracam się zbierając akcesoria medyczne drżącymi rękoma. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie.</div>
<div style="text-align: left;">
Wygląda na to, że robię więcej bałaganu niż porządku, więc zostawiam otwartą apteczkę na boku. Harry stoi dokładnie tak samo, jak go zostawiłam. Jedynym wyjątkiem jest to, że jego wzrok wbity jest w ziemię. </div>
<div style="text-align: left;">
- Chciałaś się czegoś napić? Nie musimy siedzieć tutaj, możemy iść gdzieś indziej.</div>
<div style="text-align: left;">
Kolana mi miękną i chwytam blatu umiejscowionego za mną. Harry natychmiast reaguje, jego dłoń na mojej talii pali moją skórę nawet przez ubrania. </div>
<div style="text-align: left;">
- Bo?</div>
<div style="text-align: left;">
- Przepraszam, po prostu jestem strasznie zmęczona - mamrocze. - To wszystko z tobą, Jamesem, zaliczeniami na uczelnię.. Ledwo wyrabiam. </div>
<div style="text-align: left;">
Zdaje sobie sprawę z mojego błędu w momencie, gdy niepożądane słowa wypływają z moich ust. Harry cofa się i siada na ławce, na której leżą jego zmiętoszone ubrania. </div>
<div style="text-align: left;">
- James - powtarza, leniwie bawiąc się suwakiem swojej sportowej torby. Robi to po to, by na mnie nie patrzeć i nawet jestem mu za to wdzięczna. - Kto to James?</div>
<div style="text-align: left;">
Czuję się winna, że jeszcze mu nie powiedziałam. Co więcej, pozwoliłam mu się pocałować. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ktoś z kim aktualnie się widuję. </div>
<div style="text-align: left;">
- Spotykacie się.. To twój chłopak?</div>
<div style="text-align: left;">
Wygląda posępnie. Z rozczarowaniem zagryza wargę i ściąga brwi, ale po chwili wyraz jego twarzy robi się wyraźniejszy. Uparcie zarysowana linia jego szczęki zdradza, że zdążył pozbierać myśli.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tego jeszcze nie przedyskutowaliśmy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale lubisz go? - pyta pewnym głosem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak, to miły chłopak.</div>
<div style="text-align: left;">
- Miły - ledwo powstrzymuje drwiący ton. - Spodziewałbym się raczej, że będziesz szukać czegoś więcej, niż bycia <i>miłym</i>. Same nudy. </div>
<div style="text-align: left;">
- No, widzisz. To jest coś, czego właśnie teraz potrzebuję. Nie muszę się cały czas o niego martwić. Coś nudnego i nieskomplikowanego - odpowiadam chłodno.</div>
<div style="text-align: left;">
Między nami wzrasta napięcie i nie jestem pewna emocji, które za to odpowiadają. Sposób w jaki na mnie patrzy zdradza coś więcej, niż tylko frustrację. Wiem, że nas oboje niezmiernie to drażni. Harry robi krok do przodu. </div>
<div style="text-align: left;">
- W porównaniu do...? - pyta niskim głosem. - Do nas?</div>
<div style="text-align: left;">
Kręcę głową bo nie chcę pamiętać nas. Dopiero co uporałam się z tymi wszystkimi emocjami i skrzętnie je zamknęłam. Jeśli wrócą będę stracona. W jego ruchach pojawia się wahanie, ale zdenerwowanie zastępuje chęć zemsty za odpowiedź, której nie chciał słyszeć.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wiesz - zaczyna gorzko. - Po naszym rozstaniu upijałem się tak, że ledwo widziałem na oczy i wyrywałem panny. - Jego niezamierzona aluzja do stanu jego zdrowia nie zostaje nie zauważona, co więcej dodaje do niej lekki uśmieszek. - Piłem, bo wtedy przypominały mi ciebie.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego słowa nagle przyprawiają mnie o odruch wymiotny i jedyne na co mam ochotę to jak najszybciej wyjść.</div>
<div style="text-align: left;">
- Większości to nie przeszkadzało, ale niektóre były ostrożne - mówi gestykulując wokół swojej twarzy. - Jedną zabrałem do siebie do mieszkania. Była mniej więcej twojego wzrostu, ciemne włosy...</div>
<div style="text-align: left;">
W tonie jego głosu pojawia się wahanie, gdy końcówki moich włosów znajdują się między jego palcami. Chciałabym, aby przeciągająca się pauza trwała wiecznie, Wszystko byle nie słyszeć jego raniących słów.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ale nie pachniała jak ty, kiedy leżeliśmy w łóżku i całowałem jej szyję..</div>
<div style="text-align: left;">
- Pierdol się.</div>
<div style="text-align: left;">
Dziwię się, że drzwi nie wypadły z zawiasów pod wpływem siły z jaką je otworzyłam. Pozostają szeroko otwarte, gdy szturmem zmierzam do biura Macka po mój płaszcz i torebkę, przewieszone przez oparcie jego krzesła. Obecność Harry'ego była wyczuwalna sekundy później, odgłos jego kroków wypełniający korytarz. Był tuż za mną, ale uparcie postanowiłam się nie odwracać. Wściekłość wypełnia moje ciało podkręcając buzujące emocje.</div>
<div style="text-align: left;">
- Uważasz, że jestem złośliwy?</div>
<div style="text-align: left;">
Walczę z chęcią kopnięcia go w piszczel, jednak w jakimś stopniu dochodzę do wniosku, że oberwał już wystarczająco mocno tego wieczoru. </div>
<div style="text-align: left;">
- Uważam, że jesteś okrutny - odpowiadam, mijając jego sylwetkę.</div>
<div style="text-align: left;">
Jestem już prawie przy drzwiach, gdy niezdecydowane palce najpierw dotykają mojego ramienia, by finalnie opleść się wokół mojego nadgarstka. Mack pojawia się na drugim końcu korytarza, niepewny czy powinien włączyć się do interakcji. Ledwie zauważalnie kręcę głową dając mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku, a on znika za drzwiami. </div>
<div style="text-align: left;">
- Zwróciłem się do niej twoim imieniem - jego głos załamuje się przy końcu. </div>
<div style="text-align: left;">
Zdziwienie dyktuje moje ruchy, kiedy odwracam się twarzą do niego. Puszcza moją rękę, podczas gdy jego własna bezwolnie opada wzdłuż jego ciała. Chłopak cofa się do tyłu, aż jego sylwetka napotyka przeszkodę w postaci biurka. Opiera się o nie, wyciągając nogi przed siebie, a jego twarz chowa się w dłoniach. </div>
<div style="text-align: left;">
- Spoliczkowała mnie tak mocno, że czułem to potem przez dwa dni - próbuje żartować. - Po tym już nigdy żadnej do siebie nie zabrałem. - Opuszcza ręce wzdłuż ciała, odsłaniając poranioną twarz. - Tylko ty. Zawsze będziesz się liczyła tylko ty. </div>
<div style="text-align: left;">
Ramiączka torebki wysmykują się spomiędzy moich palców, kiedy zmniejszam dystans między nami. Chwytam jego twarz w swoje dłonie, zmuszając go by na mnie spojrzał. Zajęło mi trochę czasu, zanim przyzwyczaiłam się do jego trwałego kalectwa, ale nadal moje serce zamiera bo widzę, że on nie do końca się z tym pogodził.</div>
<div style="text-align: left;">
Składam delikatny pocałunek na jego uszkodzonej powiece i leniwie przeczesuję jego włosy. To coś czego Harry potrzebuje, delikatności i odrobiny serca. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie chcę już tego robić.</div>
<div style="text-align: left;">
Potrzebuje kogoś, kto go wyzwoli.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wszystko będzie dobrze. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
_____________________________________________________________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
HEEEEEEEEEEEEEEEEJ MISIE! <3 TAK BAAAAARDZO TĘSKNIŁAM</div>
<div style="text-align: center;">
NOTATKĘ UZUPEŁNIĘ PÓŹNIEJ BO NIE CHCĘ JUŻ BLOKOWAĆ KOMPA I CHCĘ ŻEBYŚCIE JAK NAJSZYBCIEJ MOGLI PRZECZYTAĆ ROZDZIAŁ :D</div>
Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com303tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-49227863856357860442014-08-15T08:08:00.000-07:002014-08-15T08:08:24.937-07:00Rozdział 6. - część II<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><b>Pierwsza część rozdziału znajduje się zaraz pod tym, wystarczy tylko zjechać w dół. Obydwa rozdziały znajdują się pod jedną etykietą "Rozdział 6." Mam nadzieje, że wiecie o co mi chodzi :) </b></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><b>___________________________________________________________</b></span></div>
<br />
Siedziałam z nim kiedy jadł, rozczarowałam się, gdy w ogóle nie tknął drugiej połowy kanapki, ale to i tak coś. Jego policzki znowu nabrały kolorów, ale nie byłam pewna czy to dlatego, że czuje się już lepiej, czy może wywołanie jest to moją nadmierną wylewnością w okazywaniu uczuć. Zerkam na telefon, gdy Harry odkłada talerz do zlewu. Jest 1:24 nad ranem, a zmęczenie już mocno daje mi się we znaki. Mam SMSa od Jamesa i jednego od Tiff, ale oba pozostawiam nieodczytane.<br />
- Możesz zająć łóżko.<br />
- Nie wygłupiaj się. Musisz się wyspać - mówię, kręcąc głową.<br />
- Będę spał na kanapie.<br />
Harry bez słowa znika w swojej sypialni. Daję mu odrobinę prywatności, by mógł się przebrać i zajmuję się re-aranżowaniem układu poduszek na sofie jak najlepiej umiem. Jestem szczerze zaskoczona, że jego szczęka nie przepołowiła się na dobre, kiedy ziewnął. Jest tak zmęczony, że to, gdzie będzie spał pewnie nie zrobi mu różnicy. Odwracam się, słysząc odchrząknięcie.<br />
- Chcesz.. - Głową wskazuje do wnętrza sypialni.<br />
Uśmiecham się łagodnie i wchodzę za nim do pokoju. Pościel została rozprostowana na łóżku, ubrania pozbierane z podłogi, a okno otwarte by wywietrzyć zastany zapach dymu. Harry staje z boku, czekając na moją aprobatę. Łatwość z jaką kiedyś razem funkcjonowaliśmy nieco zrogowaciała i teraz wszystko wydaje się lekko wymuszone. Musielibyśmy to od budować, a nie jestem pewna, czy mam na to siłę.<br />
- Chcesz jakieś ubranie na zmianę?<br />
Dopiero wtedy widzę jego nowy strój, nie ma już na sobie jeansów, ale miękkie dresy zwisające z jego bioder. Harry skubie oblamówkę swojej koszulki tuż przy szyi, widzę że nie czuję się zbyt komfortowo. Widziałam go w stanie największego załamania. Pomogłam mu przez to przejść.<br />
- Nie, jest okej. Po prostu...Po prostu prześpię się w tym.<br />
Staje jak strażnik na warcie przy drzwiach, obserwując jak wspinam się na łóżko. Pościel jest ciemna, stalowo szara, pomarszczona i miękka.<br />
- Możesz się przykryć, nie mam nic przeciwko.<br />
Oferta jest życzliwa, ale moje myśli wręcz przeciwnie. Niechętnie otworzę się na ten rodzaj emocji. Nie chcę ogrzać się w jego łóżku tylko po to, by zgasił światło i zniknął. Nawet gdyby ze mną został, nie mogłabym znieść myśli, że śpię pośród tej samej pościeli, gdzie układał się nago dla innej kobiety. Nie chcę dłużej zagłębiać się w tę ścieżkę wspomnień, a im dłużej zwlekam z udzieleniem odpowiedzi, tym bardziej Harry zauważa moją mechaniczność i zamyślenie.<br />
- Nie trzeba - odmawiam.<br />
Zwijam kurtkę w kłębek i wkładam sobie pod głowę, równocześnie przyciągając kolana do mojego ciała. To wystarczy bym czuła się jeszcze mniej ważna pośród dużego materaca. Wymieniamy kilka spojrzeń i płytkich oddechów, po czym Harry siada na podłodze, opierając głowę o ścianę.<br />
- Nie powinieneś nadal walczyć.<br />
Moja opinia sprawia, że Harry unosi głowę, włosy zawijają się za jego uszami.<br />
- To, że nie widzę nie robi ze mnie ułomnego. - Lekko marszczy brwi.<br />
Ignoruję złośliwy podtekst, wiercąc się nieznacznie, by położyć się wygodnie. Przydałaby mi się frotka do włosów, ale po sprawdzeniu nadgarstków wiem, że nie mam na co liczyć.<br />
- Tamci wiedzą? To znaczy.. Mack wie, że jesteś nie..<br />
- Myślisz, że czemu takie tłumy przychodzą na nocne walki? - pyta zadowolony z siebie. - Niedowidzący na jedno oko, a ciągle potrafię skopać komuś dupę. Ludzie lubią nieudaczników.<br />
Jego wyjaśnienie jest pozostawione bez komentarza, bo wiem, że raczej nie chce usłyszeć, że klientela klubu interesuje się nim tak długo, jak swoimi zwycięstwami zapewnia im wygrane zakłady by mogli dalej przepijać swoje pieniądze. Tak naprawdę Harry nic ich nie obchodzi.<br />
- Studiujesz?<br />
Kciukiem gładzi knykcie swojej dłoni, a ja siadam na łóżku. Nie spodziewałam się znaleźć w centrum tego naszego wywiadu środowiskowego, więc czuję się dziwnie, gdy patrzy na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.<br />
- Tak, na wybrzeżu. Sussex.<br />
Harry przytakuje w zrozumieniu i podciąga kolana do klatki piersiowej. Mała lampka stojąca na szafce nocnej daje przygaszone światło, rzucając osobliwe cienie na ściany. Oczy mu błyszczą, ciesząc się atencją lampki. To uszkodzone wygląda nieco łagodniej, subtelniejsze przypomnienie, które spoczywa na jego barkach.<br />
- Anglistyka?<br />
- Nie. Rozwój stosunków międzynarodowych. - Twarz Harry'ego wykrzywia się w obrzydzeniu, wygląda komicznie. - Nie jest tak źle jak to brzmi.<br />
- Podoba ci się tam?<br />
To proste pytanie, mogłoby zostać odebrane jako część zwykłej pogawędki, ale wiem o co naprawdę pyta; <i>jesteś szczęśliwa?</i><br />
- Jest nieźle. Zaprzyjaźniłam się z paroma osobami. Na pewno to jakaś odmiana.<br />
Kontynuujemy rozmowę poruszając nieformalne tematy, jednak konwersacja cały czas oscyluje wokół mojego życia. Nowego życia, które udało mi się stworzyć. Ze szczerym zainteresowaniem i lekkim obrzydzeniem słucha moich wywodów na temat prac semestralnych i udrękach z jakimi przyszło mi się mierzyć dzieląc cienką ścianę z chłopakiem, który okazał się wielkim fanem nocnych wyjść, które potem zazwyczaj przenosiły się do jego pokoju. Nie mówię mu o Jamesie, ani o tym, że spotkam się z nim od prawie dwóch miesięcy. Nie wydaje mi się, żeby wyjawianie tej informacji było potrzebne któremukolwiek z nas.<br />
Zbliża się 2:15 nad ranem, gdy Harry walczy przeciw kuszącym ramionom morfeusza. O 2:17 jesteśmy już osobno, oddzieleni drzwiami w malutkim mieszkanku.<br />
Właściwie nie jest mi zimno, ale nie mogę spać. Czuję się podobnie jak pierwszej nocy w akademiku - nowy materac i nieznany pokój. Wiercenie się na łóżku uświadamia mi, że nie podoba mi się ten uporczywy zapach dymu, ani to, że to nie jest wcale pokój Harry'ego, a jedynie miejsce gdzie śpi, albo przynajmniej stara się spać. Stawy w moim ciele strzykają, gdy wzruszam ramionami, by rozluźnić moje spięte mięśnie. W pokoju słychać jedynie mój spokojny oddech, ale w mojej głowie nadal dźwięczy ten oddający uporczywą walkę o zaczerpnięcie powietrza, którą wcześniej toczył Harry. To głupie, ale chcę iść sprawdzić czy wszystko z nim w porządku.<br />
Drzwi uchylają się posłusznie cicho, kiedy mentalnie nawiguję umiejscowienie mebli w obcej przestrzeni. Bezdźwięczne obrazy migają na ekranie telewizora, wyciszone urządzenie jest swego rodzaju otuchą dla kogoś, kto nie chce spać w ciemności.<br />
- Wychodzisz? - pyta ochryple Harry.<br />
Chwilę temu rozciągnięty na kanapie, teraz siedzi zgarbiony, pocierając swoje oczy.<br />
- Nie. Nie mogłam zasnąć - przyznaję.<br />
- Ja też.<br />
Zajmuję miejsce obok niego nie pytając o pozwolenie i siedzimy tak przez chwilę, słysząc w tle tylko nasze oddechy. W szczelinie pod drzwiami prowadzącymi na klatkę widać jakiś ruch, ale szuranie zaraz milknie i znowu zostajemy sami.<br />
Harry ziewa.<br />
- Chodź - mówię zachęcająco.<br />
Kładąc poduszkę na moich kolanach daję mu jasno do zrozumienia, że może położyć na niej głowę. Zawsze doceniał serdeczne odruchy, więc głaszczę go po włosach uspokajając rozbiegane myśli, które przeszkadzały mu spać. Spogląda na mnie szklistym wzrokiem, a mój kciuk delikatnie znaczy linię blizny szpecącej jego twarz.<br />
- Jesteś jak anioł - mruczy śpiąco. - Przyszłaś, żeby mnie uratować?<br />
Spoczywa na nim obietnica spokojnego odpoczynku, kiedy naciągam koc wyżej na jego ciało. Łzy szczypią kąciki moich oczu, kiedy zdaję sobie sprawę, że to jedyne czego pragnę. Chcę go stąd zabrać, wyzwolić z tego życia w którym utknął, kochać go.<br />
- Myślę, że to mogłoby mi się spodobać. - Przekręca się niemal wciskając twarz w mój brzuch. - Miałem na myśli bycie uratowanym. Byłoby miło.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com424tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-68377782309220429292014-08-11T08:40:00.001-07:002014-08-11T08:40:59.301-07:00Rozdział 6.Żołądek wywraca mi się na drugą stronę w uczuciu potwornego szoku, którego nie sposób zdławić. Patrzy na mnie, czekając na jakąkolwiek reakcję, ale jedynym o czym mogę go zapewnić jest to, że czuję się jak królik złapany w sidła. Ze wszystkich niemądrych rzeczy, które mogłyby mi przyjść do głowy, teraz zastawiam się nad tym czy to niegrzeczne z mojej strony, że się gapię. Musi być już do tego przyzwyczajony, nie jest to zwykła niedoskonałość, czy żenujący tatuaż, który można ukryć pod materiałem ubrania, lub zbagatelizować jowialną anegdotą. Chodziło tu o jeden z najważniejszych zmysłów człowieka, pomagający zająć pozycję w danej sytuacji i wpasować się do otaczającego cię świata. Ciężko mi wyobrazić sobie jak strasznie zagubiony musiał się przez to czuć.<br />
- Masz coś.. - zaczynam cicho, urywając w połowie, by po chwili dokończyć zdanie. - Masz coś, czym mogłabym zetrzeć wodę?<br />
Dłonie przenoszę za plecy, bo nie mogę zapanować nad ich drżeniem. Nie jestem pewna, czy jest rozczarowany moją reakcją, ale jego brwi stają się cięższe, gdy mamrocze coś o kuchni. Powoli idę za nim, uważnie obserwując wszystkie jego ruchy i starając się wywnioskować jak daleko posunięte jest jego kalectwo. Krótki spacer nie daje mi żadnej wskazówki, bo przecież jest w swoim mieszkaniu. Mentalnie wpasował się w tę przestrzeń i mógłby poruszać się tu pewnie z całkiem zamkniętymi oczami.<br />
Widzę coś całkiem normalnego, chłopak przeszukujący swoje prawie puste szafki kuchenne. To nic nadzwyczajnego oprócz jednego znamienitego faktu, jest częściowo ślepy. <i>Kurwa</i>. Odchrząkam nerwowo, a Harry spogląda na mnie, odbierając mój gest jako próbę zwrócenia na siebie uwagi. Może to tak jakby patrzył przez mleczne szkło, albo widzi jedynie moją czarną sylwetkę. Co zobaczy, jeśli zamknie swoje prawe oko? Nie mam szans na dopytywanie, bo odwraca się, wracając do przeszukiwania swojej kuchni. W każdym innym wypadku zaczęłabym marudzić o stercie brudnych kubków porzuconych na blacie koło zlewu. To delikatnie chaotyczna świątynia, składająca się z miseczek po płatkach śniadaniowych, rondelków pokrytych grubą warstwą zaschniętego jedzenia i hordą sztućców.<br />
- Jak?<br />
Uzbrojony w ręczniki papierowe Harry wyglądał jak zagubione dziecko, któremu ktoś zadał pytanie, na które nie ma prawa znać odpowiedzi. Prawdopodobnie nie było to najdelikatniejsze podejście, ale nie ma co ganiać się wokół stołu. Musiał spodziewać się, że w końcu go o to zapytam.<br />
- Co? - odpowiada.<br />
W jego zachowaniu rozpoznaję płochliwą naturę, dającą mi znać, że nie jest przyzwyczajony do tak bezpośredniego podejścia. A może to dlatego, że nie waham się utrzymywać kontaktu wzrokowego. To nadal on, nieważne jak oziębły i wycofany się stał, to wciąż on.<br />
- Jak to się stało?<br />
Odpowiada z twarzą wypraną z emocji.<br />
- Nożem.<br />
Realizacja wyrywa z mojego gardła zdławiony śmiech. Śmiech całkiem pozbawiony rozbawienia. To tak jakbym nie mogła uwierzyć jakim brakiem zainteresowania obdarza temat konwersacji. Kiedyś jednym słowem doprowadzał mnie do śmiechu.<br />
- Mogłam się tego domyślić. - Wyobrażenie ostrza przecinającego jego twarz wbiło napięcie w mój ton głosu. - Dlaczego? Co się stało, Harry?<br />
Sięga po plastikową torebkę, zanim ponownie kieruję się w stronę sypialni. Woda rozpłynęła się na boki, kreując małe odgałęzienia rzeczne od głównego miejsca zderzenia, dzięki czemu większy obszar drewnianej podłogi miał szansę stać się czystszy. Harry kuca, by dokładnie przyjrzeć się szkodom i dopiero wtedy ponownie się odzywa.<br />
- Powiedziałem rzeczy, których prawdopodobnie nie powinienem był mówić.<br />
Ostrożnie stawiam stopę na ziemi omijając bałagan, by usiąść na brzegu jego nieposłanego łóżka. On ściera rozlaną wodę, a ja zastanawiam się czy drążyć dalej by poznać szczegóły, czy może nie zagłębiać się w coś od czego powinnam trzymać się z daleka.<br />
- Komu? - pytam zestresowana.<br />
- Dają ci.. - zaczyna Harry, patrząc na mnie uważnie, po czym wraca do zbierania resztek rozbitego szkła. - To była jakaś nowość - mówi cicho. - Kilka pierwszych tabletek dostajesz za darmo, żeby się w to wciągnąć, żeby mieli pewność, że wrócisz po więcej.<br />
Moje dłonie mocniej wciskają się w poburzoną pościel, gdy wsłuchuję się w jego słowa.<br />
- Narkotyki?<br />
Niekomfortowo wiercę się na łóżku, próbując walczyć z napływającymi myślami, "mój Harry nie byłby aż na tyle głupi. On nie jest taki". Ale oczywiście to nie mój Harry, już nie. Teraz chłopak klęczący u moich stóp wydawał mi się nawet jeszcze bardziej obcy.<br />
- Koleś mówił, że to legalnie, chociaż nie wiem czy w ogóle to testowali. Ale to dzięki temu wszystko stąd zniknęło - mówiąc, popukał się po czole. - Mogłem odpocząć na chwilę. Dzięki temu znowu czułem się szczęśliwy.<br />
Chcę mi się płakać, krzyczeć na niego, jednak zachowuję spokój bo myśl o Harry'm zagubionym tak doszczętnie, że szczęście znalazł jedynie w czymś tak niebezpiecznym rozdziera moje serce z bólu. Chcę wziąć go w moje ramiona i przytulić, ale i nawrzeszczeć na niego ile sił w płucach.<br />
- Nie było mnie na nie strać i dopiero potem dowiedziałem się, że dystrybutor od którego brałem towar, był menadżerem jednego z moich głównych przeciwników. Pokonałem go dwa razy, więc to.. - Jego dłoń bez przekonania wskazuje na jego twarz. - Było chyba czymś w rodzaju bonusu.<br />
Uszkodzone lewe oko błyszczy, próbując nadążyć za kierunkiem, w którym podąża prawe, ale nie widzi zbyt wiele. Moje usta zaciskają się w cienką linię, oczy zachodzą łzami, a gula w gardle grozi uduszeniem.<br />
- I zostawił cię tak?<br />
- Zostawili - poprawia. - Było ich dwóch - mówi spokojnie.<br />
- Byłeś sam? - pytam drżącym głosem.<br />
Podnosi głowę, odrywając się od wycierania podłogi, gdy słyszy jak mój głos się załamuje. Nie chciałam zamienić się w płaczącą kupkę nieszczęścia, ale Harry rozpoznaje oznaki nieuchronnego i już oboje wiemy, że zaraz się rozpłaczę.<br />
- Nie denerwuj się, Bo - prawie wzdycha. - Co się stało to się nie odstanie, niewiele mogę już z tym zrobić.<br />
Jego pocieszenie jest marne, tak jakby nic go to nie interesowało, albo lepiej, jakby wyzbył się wszelkich człowieczych odruchów w odpowiedzi na próbę dodania otuchy. Niezależnie od powodu, nie mogę wypchnąć z głowy wyobrażenia, jak leży gdzieś na ziemi w ciemnej, brudnej uliczce. Jest samotny, przerażony i zraniony.<br />
- Poszedłeś na policję?<br />
Więcej wody wsiąka w papier do momentu aż ten nie jest już w stanie przyjąć więcej cieczy, po czym zostaje wrzucony do papierowej torebki.<br />
- Nie, to oni odwiedzili mnie w szpitalu. Nie zezwoliłem na wniesienie oskarżeń.<br />
Zaciskam zęby, czując rosnącą frustrację i tłamszę pragnienie złapania go za ramiona, by potrząsnąć nim z całych sił.<br />
- Czemu nie? Znałeś napastników? - pytam, jednocześnie niedowierzając. - Ci ludzie permanentnie cię okaleczyli. Jesteś niewidomy, Harry.<br />
Złość w moich słowach spotyka się z zamglonym, żelaznym spojrzeniem. Harry wstaje, a ja robię to samo. Możemy konkurować ze sobą na zaognione słowa, ale wzrostem różnimy się znacznie.<br />
- Myślisz, że tego nie wiem? - odgryza się zaciekle.<br />
- W takim razie czemu nie wniosłeś oskarżeń?<br />
Moje ciało osuwa się zawiedzione. To beznadzieja ze zbliżającą się porażką. Co przyjdzie mi z kłócenia się o moje racje? Wydaje się uspokajać, wydychając rozgrzane powietrze napinające jego mięśnie.<br />
- Bo wiedziałem co sobie myślą. Uważali, że na to zasłużyłem - przyznaje miękko Harry, pochylając głowę ze wstydu. - To jak na mnie patrzyli... Czułem się bezwartościowy, jakbym był stratą ich cennego czasu.<br />
- To ich praca, Harry. Ci ludzie byli tam, żeby ci pomóc.<br />
Moje wywody zostają zbagatelizowane.<br />
- I tak nie było po co. To tak jakby dolewać oliwy do ognia. Wiem kto to zrobił, ale nie zadziera się z tego typu ludźmi, Bo.<br />
Patrzę na jego twarz, ciemne kręgi pod oczami, bardziej wydatne kości policzkowe i żadnej nadziei ani nawet cienia uśmiechu. Tęsknię za nim.<br />
- Chciałabym cofnąć czas, żeby tam wtedy być.<br />
Zakłada dłonie krzyżując je defensywnie na piersiach i widzę, że nie jest zachwycony moim życzeniem. Nigdy nie pozwoliłabym mu znaleźć się w takim stanie.<br />
- Nie, nie chciałabyś.<br />
- Nadal bierzesz?<br />
- Nie, otrzymałem odpowiednią pomoc.<br />
- Uszkodzili ci jeszcze coś?<br />
- Nie, tylko oko.<br />
Nasza krótka i zagorzała wymiana zdań kończy się, gdy smutno kiwam głową i kucam, by dokończyć sprzątanie. Harry zajmuje tę samą pozycję, uważnie skanując moją sylwetkę, a na jego czole formuje się duża zmarszczka, która wydaje się na dobre gościć w jego codziennej ekspresji.<br />
- Zostaw to, Bo - odzywa się nieustępliwie.<br />
Dobroć, którą kiedyś miał w swoim głosie zastąpiła uszczypliwość i zgorzkniałość. To zatęchłe wspomnienie jego przeszłości i wybuchowego charakteru. <i>Jebać go.</i> Nie przerywam zbierania maleńkich odłamków szkła, które przeoczył nie ze swojej winy.<br />
- Bo - karci mnie ponownie, a resztki mojej cierpliwości eksplodują w ułamku sekundy.<br />
- Kurwa! Jak mogłeś być tak głupi?! - krzyczę.<br />
Nagły dźwięk mojego podniesionego głosu sprawia, że chwieje się w przysiadzie i opada na tyłek z zaskoczonym wyrazem twarzy. Próbuje coś wydukać, po czym oboje trwamy w wymuszonej ciszy. Siłuję się z moim przyspieszonym oddechem, ciężko robić mi dwie rzeczy na raz, więc mam poważny problem z podniesieniem się do pozycji pionowej.<br />
- Muszę iść.<br />
Kręcę głową i mocno zaciskam powieki, by zatrzymać bombardujące mnie od środka emocje, z którymi nie umiem sobie poradzić. To nie fair. Moje pragnienie by porzucić wszelkie myśli i uczucia, które wróciły tego wieczora, zostaje odrzucone, gdy Harry idzie za mną do salonu.<br />
- Nie musisz wychodzić - oferuje z desperacją w głosie.<br />
Oczy Harry'ego skanują pokój, jakby szukał czegoś co powstrzyma mnie od wyjścia. To druzgocące, bo jeszcze nie tak dawno wystarczył jeden jego uśmiech, bym wpadła mu w ramiona. Jednak teraz nie jest już wystarczającym powodem by mnie zatrzymać i on sam zdaje sobie z tego sprawę.<br />
- Proszę. - Pospiesznie przełyka ślinę. - Zo..zostań jeszcze trochę.<br />
Jego dłonie drżą, a dolna warga zostaje uwięziona między zębami z niepewnością zagubionego dziecka. Gdyby trzymał pluszowego misia, można by pomyśleć, że jest maluchem na skraju łez, który nie chce jeszcze iść do łóżka.<br />
- Nie.<br />
Odwracam się plecami do niego, mocując się z poduszkami na kanapie, żeby dostać się do mojej kurtki. Mieszkanie nagle staje się zbyt duszne i chcę je jak najszybciej opuścić. Muszę od niego uciec, bo znowu ściąga mnie w dół do miejsca, z którego tak desperacko staram się wyczołgać.<br />
- Dopiero co przyszłaś.<br />
Spoconą dłonią przeczesuje swoje włosy, poskromione bandaną. Wcześniej umknęło to mojej uwadze, ale teraz widzę dokładnie, że jego paznokcie zgryzione są niemal do krwi. Jest ucieleśnieniem wraku znerwicowanego człowieka, a ja jestem straszną osobą chcąc go opuścić.<br />
- Nie chcę zostać.<br />
Słowa palą moje gardło, kiedy je wypowiadam.<br />
- Mogę cię odprowadzić.<br />
- Nie potrzebuję cię...<br />
Miałam zamiar powiedzieć mu, że jego oferta jest zbyteczna, ale niedokończone zdanie zawisło w powietrzu między nami. Gdyby moje serce nie było wystarczająco potłuczone, rozpadło by się teraz pod jego zrozpaczonym spojrzeniem. Cieniuteńka nić porozumienia, która nas łączyła została przecięta, a my trzymaliśmy oba jej postrzępione końce. Jego oczy wypełniają się łzami w nadchodzącym uwolnieniu emocji, a klatka piersiowa zaczyna unosić się i ciężko opadać.<br />
- Proszę - rzuca na wydechu.<br />
Prawie się przewracam wypadając na korytarz. Drzwi zamykają się z trzaskiem i znowu jestem sama. Jednak poczucie winy i odpowiedzialności zaciska się coraz ciaśniej na moim przełyku. Przywiera do mojej skóry niczym pot w upalny letni dzień. Przemaszerowałam pół długości korytarza, zanim o czymś sobie przypominam i staję w miejscu jak wryta.<br />
- Cholera.<br />
Byłabym usatysfakcjonowana gdybym po prostu mogła odejść, uciec od tego koszmaru, którym stał się dzisiejszy wieczór, ale moja własna głupota sprawiła, że zostawiłam torebkę u niego na kanapie. Nie kłopotałabym się nią, gdyby przedmioty w niej schowane nie decydowały o moim powrocie do domu. To przerost dumy sprawia, że niechętnie przemierzam krótki dystans by ponownie wejść do jego mieszkania. Delikatne pchnięcie drzwi wystarcza, bym znalazła się w środku.<br />
- Zostawiłam swoją.. Harry?<br />
Jest na podłodze, próbuje zaczerpnąć powietrza, ale wnioskując po długich, sporadycznych wdechach nie robi żadnego postępu. Ponownie wołam jego imię, ale pozycja którą przyjął ciągle wygina jego kręgosłup. Palce jego dłoni szeroko rozstawione na dywaniku, wbijają się w materiał, a jego broda prawie dotyka klatki piersiowej i wydaje mi się, że Harry zaraz zwymiotuje.<br />
Kolana palą tępym bólem, kiedy opadam na posadzkę. Biorę jego twarz w obie dłonie, dając mu znać, że nie jest sam. Lekko się prostuje i widzę jego szeroko otwarte oczy. Płytkość jego oddechów wytrąca mnie z równowagi.<br />
- Ja..Bo.. Ja nie mogę...<br />
<i>Przytul go.</i> Z żałosnym ściskiem w trzewiach myślę o ludziach, którzy znają Harry'ego jak najlepiej, o tym gdy był małym chłopcem, kiedy zagrażająca obecność jego ojca stawała się zbyt przytłaczająca. <i>Przytul go.</i><br />
Wyjątkowa para oczu traci pole widzenia, kiedy zbliżam się do Harry'ego, a on zatraca się w moich ramionach, gdy siadam za nim. Moje dłonie przesuwają się po jego nienaturalnie wygiętych plecach, gdy przygotowuję się, by go przesunąć. Harry ciągle zatracony jest w swoim świecie do momentu aż miękko wypowiadam jego imię. Lekko poprawia swoją pozycję siedzącą, odchylając głowę do tyłu, jego ciało przylega do mojego jak kwiat łaknący promieni słońca. Korzystam z okazji i wsuwam ręce pod jego pachy. Gdy przytulała go siostra był małym chłopcem, którego łatwo było otulić ramionami, nie wydaje mi się, żeby choć w nikłym stopniu przypominał wtedy mężczyznę siedzącego teraz przede mną. Ciężar jego ciała jest trudny do udźwignięcia i ledwo daję sobie z nim radę. Nawet adrenalina i pilność sytuacji nie pomagają przytrzymać go w bezpiecznej pozycji. Wydaję z siebie przeciągły płaczliwy jęk, co bardziej przypomina wycie zwierzęcia, bo rosnąca frustracja rozdziera moje wnętrze. Wbijam pięty w podłogę by utrzymać się w miejscu. Mija kilka długich sekund, gdy Harry ze świstem wciąga powietrze, wciskając w moją klatkę piersiową swoje plecy. Z sercem łomoczącym między jego łopatkami, opieram się o kanapę by zapewnić nieco wsparcia naszemu przymuszonemu uściskowi. Harry siedzi między moimi rozłożonymi nogami, układającymi się w literę V.<br />
- Już dobrze - mówię ponaglającym szeptem, próbując go uspokoić. - Wszystko będzie dobrze. Spróbuj oddychać razem ze mną.<br />
Celowo wyolbrzymiam ruch mojej klatki piersiowej, żeby mógł dokładnie poczuć stateczny rytm na swoich plecach, ale on nie słucha. Cały drży, gdy krzyżuję ręce wokół jego torsu. Łkanie Harry'ego jest pozbawione jakiejkolwiek emocji, to jego instynkt wziął górę wypierając wszelakie myśli niezwiązane z przeżyciem i pozyskaniem powietrza.<br />
- Ćsiii...<br />
Ataki astmy powodują podobne efekty. Pamiętam jak moja kuzynka upadła raz na ziemię z zabrudzonymi trawą kolanami i świszczącym oddechem w klatce piersiowej. Ciocia wetknęła jej wtedy inhalator do ust, ale ja nie mam żadnego leku dla Harry'ego. Nie ma takiej magicznej tabletki, czy zbawiennego spreju w inhalatorze, który mógłby przerwać atak, którego doświadcza Harry.<br />
Głowa Harry'ego opiera się o moje ramię, gdy ściągam z niej bandanę uwalniając jego włosy. Jego klatka piersiowa unosi się ciężko pod moją prawą ręką, podczas gdy lewą przeczesuję jego włosy. Zawsze uważał to za najlepszą metodę pocieszenia, z łatwością pozwalało mu to spokojnie spać. Teraz to wszystko wydaje się tak odległe. Wzdrygam się zaskoczona, kiedy nader gorąca dłoń kurczowo chwyta materiał spodni na moim udzie. Drugą szarpie za kołnierz swojej koszulki, aż do momentu gdy oferuję mu swoją rękę do potrzymania. Plątanina naszych kończyn spoczywa na jego torsie tworząc nieskładny chaos spoconych dłoni i poranionych odcisków palców.<br />
<i>Jestem przy tobie, Skarbie.</i><br />
Najdłuższe cztery minuty mojego życia dobiegały końca, gdy zdumiewająco szeroki tors Harry'ego miarowo uspokajał swoje ruchy. Czuję się jakbym przebiegła maraton z watahą wilków depczących mi po piętach w rażącym blasku słońca. Moje wyczerpanie jest ewidentne, więc nie mam pojęcia co musi czuć Harry. Łagodnie kołyszę naszymi ciałami, bacznie obserwując zmiany zachodzące w jego wcześniej rozszalałym pulsie. Obdarzam go szeptanymi obietnicami tego, że jest bezpieczny i że zostanę przy nim tak długo jak będzie tego potrzebował.<br />
Jestem przekonana, że zasnął, aż do momentu, gdy słyszę jak niewyraźnie woła moje imię.<br />
- Zostanę, tylko proszę nie rób już tak więcej.<br />
- Spróbuję.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
______________________________________________________________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Do tego rozdziału jest tak jakby jeszcze druga część, którą autorka dodała dzień po tym gdy dodała tę. Mam nadzieję, ze rozumiecie co tutaj się staram powiedzieć bo właściwie to nie wiem xD ale pomyślałam, że skoro tyle czasu musieliśmy czekać na ten rozdział to tę drugą część przetłumaczę na piątek, żebyśmy znowu nie musieli czekać strasznie długo na kolejny rozdział. Ale jeśli chcecie go jakoś wcześniej to dajcie znać, ale wydaje mi się, że piątek jest spoko. No to mam nadzieję, ze Wam się podobało! Jesuuuu tak się za nimi stęskniłam........ Myślicie że to bardzo nieprawdopodobne żeby za jakieś 2 rozdziay wzięli ślub i mieli dzieci? hm hm hm xD dziękuję że czytacie i że nadal tu jesteście no i do zobaczenia w piątek! :D luv ya so much xxxx</div>
<br />
<br />Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com218tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-70124616092711582812014-06-23T12:59:00.000-07:002014-06-23T22:56:08.183-07:00Rozdział 5.<span style="font-family: inherit;">Samochód praktycznie kołysze się na boki, kiedy zatrzaskuję drzwi. Odrzucam torebkę na fotel pasażera i nieudolnie próbuję umieścić kluczyk w stacyjce. Słyszę jego krzyk, a ryk silnika dodatkowo wytrąca mnie z równowagi. Byłabym beznadziejnym kierowcą rajdowym.</span><br />
<span style="font-family: inherit;">- Bo!</span><br />
<span style="font-family: inherit;">Silnik warczy, wyrażając swoje niezadowolenie, kiedy zbyt gwałtownym ruchem wrzucam pierwszy bieg. Pas bezpieczeństwa zatrzymuje mnie przed wyskoczeniem przez szyberdach, kiedy do szyby od strony kierowcy przylega duża dłoń. To wystarczający szok, żebym szybko nacisnęła przycisk blokujący wszystkie drzwi w aucie. Nie zamierzam uciekać na zewnątrz, ponieważ ulica jest opustoszała, a ja nie
mam ochoty włóczyć się po tej okolicy. Dłoń ponownie odbija się od szyby, tym razem
jednak nieco bardziej niecierpliwie. Odjeżdżam a palce zostawiają na szybie
przepełnione nadzieją smugi, zacierające wszelkie złożone
wcześniej obietnice.</span><br />
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Nie
udaje mi się wbić drugiego biegu, mój umysł najwidoczniej odłączył się od mojej
stopy, kiedy mechanizm samochodu warczy pod moim nieskoordynowanym naciskiem.
Samochodem szarpie, aż w końcu zatrzymuje się bez ruchu, a ja siedzę z trudem
próbując złapać oddech. Dłonie instynktownie zakrywają moją twarz, wygłaszając filozofię <i>„jeśli nie mogę tego zobaczyć, to nie istnieje”</i>. Nie zdobyłam się na płacz, tylko siedziałam tam i łkałam sucho.<o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Hamulec
ręczny został zaciągnięty, a moja głowa ciekawsko odwraca się przez ramię
sprawdzić „martwy punkt” za mną. Nie widzę go. Odpinam pas bezpieczeństwa, ostrożnie
parkuję przy poboczu i dopiero wtedy go dostrzegam. Harry siedzi na krawężniku, tuż poza okręgiem smugi światła, którą daje uliczna latarnia. Zagubiony w swoim własnym towarzystwie, z kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej i nisko opuszczoną głową. Wygląda tak niepozornie, że nigdy nie domyśliłbyś się połaci jego rozmiaru. <o:p></o:p></span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Pochodzę do niego z ciężkim sercem, siadam po jego prawej stronie, zachowując bezpieczną odległość, by dla przypadkowego przechodnia wyglądać jak zwykła para nieznajomych. Głowa Harry'ego podnosi się, jakby wyczuł brak wolnej przestrzeni, którą zakłóciło moje ciało. Nie patrzy na mnie. Przestrzeń między nami powoli wypełnia się tymi wszystkimi rzeczami, których nie mogę powiedzieć. Boję się, że jakikolwiek mój ruch, albo słowna interakcja może z powrotem zapędzić go do schowania się w swojej skorupie. Nie możemy siedzieć tu tak całą noc.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Przepraszam - mówię półgłosem.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Szum świata umilknął, jakbyśmy byli ostatnimi świadkami istnienia. Powoli zabija mnie to, jak Harry wydłuża dystans między wypowiedzianymi słowami. <i>Proszę, powiedz coś.</i></span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Za co? - pyta, jakby na świecie było przynajmniej milion rzeczy, za które mogłabym go przeprosić. Pewnie tak jest.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Nie potrzebnie uciekałam. Nie powinnam była tego robić.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Lekko przytakuje i nie jestem pewna, czy to potwierdzenie tego, że przyjął do wiadomości moje słowa, czy może zgadza się ze mną w kwestii mojej niepotrzebnej ucieczki. Cieszę się jednak z jakiejkolwiek formy reakcji z jego strony, skupiając swoją całą uwagę na ruchach linii jego szczęki i tym, jak nerwowo skubie zębami swoją dolną wargę. Profil boczny to jedyne co ma mi do zaoferowania.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Jesteś.. - zaczynam, ale moja wypowiedź zostaje natychmiast przerwana.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Co tu robisz?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Mimo, że pytanie kieruje patrząc w asfalt przed sobą, burzy ono całą moja powłokę zewnętrzną, paląc mnie od środka.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Właściwie to nie jestem pewna - przyznaję.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Chora ciekawość, tak mi się wydaję. Brak samodyscypliny i niemoc powiedzenia sobie "dość tego". Nigdy nie powinnam była tu wracać.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Bo, to nie jest najprzyjaźniejsze miejsce w ciągu dnia.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Gwałtownie odwracam głowę, patrząc w kierunku końca ulicy, gdzie kilka chichoczących kobiet potyka się o krawężnik, torebki kołyszą się przy ich bokach, gdy ignorują naszą obecność. Kontynuują swój spacer do momentu, aż całkiem znikają z pola widzenia. Jeśli mam być szczera jestem trochę zdziwiona, że właśnie to go zmartwiło. Siedzę tu obok niego, a on myśli tylko o tym, że nie powinnam kręcić się w ciemności. Pieprzyć go. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Byłam tu wcześniej - odpowiadam bezceremonialnie, wycierając pot ze swoich dłoni w materiał jeansów. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Wiem - mówi przez zaciśnięte zęby.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Jego niezadowolony ton głosu sprawia, że przekręcam głowę w jego stronę i jestem zdziwiona widząc go oddalającego się od bezbronności. Nie dam nabrać się na to, że zaczyna się otwierać mimo, że jego język ciała zdradza pewność siebie i swobodę. Wyprostuj się, wyglądaj potężnie, przejmij kontrolę. Gówno prawda. To tylko fasada, którą zdał się opanować perfekcyjnie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Nie zrobiłam tego, żeby cię rozzłościć.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Nie. Przyszłaś żeby się pogapić jak każdy inny, no nie? Warto było?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Już prawie zdobył się na odwagę, by na mnie spojrzeć, ale pohamował się zanim to zrobił. W jego słowach kryje się coś ostrego, rozrywającego jakiekolwiek woale okalające tę sytuację. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- O czym ty mówisz? Ja tylko..</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- No co? - przerywa ponownie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Chciałam zobaczyć czy wszystko z tobą okej.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- No i co, kurwa - warczy Harry. - Wyglądam jakby było ze mną wszystko okej?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Sarkazm sączył się z jego retorycznego pytania i naprawdę staram się dotrzymać kroku temu jego nowemu zachowaniu. Składa się ze zwięzłych, uszczypliwych docinków, co dalej przekonuje mnie tylko o tym, że to nie jest już ten chłopak, którego zapamiętałam. Widzę plecy Harry'ego, gdy wstaje i oddala się w sobie tylko znanym kierunku.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Jesteś niesprawiedliwy. Przestań zachowywać się jak kutas i porozmawiaj ze mną.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Idę za nim, próbując dosięgnąć dłoni kołyszącej się przy jego boku, kiedy słowa wyfruwają z moich ust. Moje palce ledwie dotknęły jego, a iskra, którą spodziewałam się poczuć, była obecna na długo przed tym momentem. Niewiele już zostało do ocalenia.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Nie, ty.. Nie bądź okrutna - gubi się we własnych słowach walcząc ze zniesmaczeniem, a ja próbuję go odwrócić. Wyobrażam sobie głęboką zmarszczkę między jego brwiami, wyrażającą jedynie niezadowolenie, kiedy wyrywa swoją dłoń z mojego uścisku. - Nie masz prawa tego robić - syczy zaciekle.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">To niesamowicie bolesne myśleć, że nawet nie może na mnie spojrzeć. Jego dłonie zakopują się głęboko w kieszeniach spodni, zapewniając mu ochronę przede mną.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Kiedy mnie tu zostawisz - mówi, kręcąc głową. - Bo, nie będę w stanie..Po prostu..Proszę cię, po prostu mnie nie dotykaj.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Idzie tak szybko, że prawdziwym wyzwaniem jest za nim nadążyć. Nie czeka na żadną formę akceptacji nadal oddalając się ode mnie. Wkrótce dzieli nas już cała szerokość ulicy. Stoję w samotności, patrząc na swoje dłonie, jak gdyby skrywały tajemnicę tego, czemu Harry nie może znieść ich dotyku. Ale przecież to tylko dłonie, linie wtopione w wewnętrzne ich strony, niczym rozgałęzienia rzek. Nie zrobią mu krzywdy.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Rozważam, czy nie zostawić go samego, nie poświęcając mu więcej mojego daremnego czasu. Modlę się o deszcz, by przemoczył go do szpiku kości.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Mimo moich życzeń, okazuje się, że lgnę do niego po raz kolejny. Drugi raz nie popełniam tego samego błędu, nie sięgam by go dotknąć, moje ciało nie zniosłoby kolejnej fali palącego odrzucenia. Widzę tylko jego plecy.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Gdzie twój samochód? - pytam cicho, jakbym nie chciała go spłoszyć. - Podwiozę cię tam gdzie go zaparkowałeś.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Nie mam samochodu.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- W takim razie zabiorę cię do domu - naciskam. - Albo mogę cię podrzucić do kogoś, ja..</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Do domu - przerywa mi podniośle. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Okej.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">To dziwne uczucie, kiedy posłusznie idzie za mną, zwłaszcza pamiętając naszą ledwo odbytą konwersację. To boleśnie znajome, gdy podaje mi moją torebkę leżącą na miejscu pasażera i zapina pas. Składa swoje dłonie i opiera je na kolanach, a ja zjeżdżam z krawężnika nieco bardziej zgrabnie niż poprzednim razem. Nie chcę zagłuszać jego obecności, żadnym dźwiękiem, więc radio pozostaje wyłączone. Długimi palcami skubie poprute na kolanie spodnie, a ja muszę powstrzymać część mnie, która chce skarcić go w matczynym geście.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Gdzie jedziemy?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Jego głos milknie w ciszy rytmicznie pracującego silnika. Skręcamy w prawo na skrzyżowaniu. Niewielkie znaczenie ma to, że zatrzymaliśmy się na środku jezdni, skoro za nami nie ma żadnego auta, którego właściciel mógłby nacisnąć klakson.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Zabieram cię do domu, do twojego mieszkania.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Roztrzęsiona dłoń nerwowo obraca srebrne krążki na jego wskazującym i środkowym palcu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Już tam nie mieszkam.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">Wyłączam silnik.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;">- Gdzie mieszkasz?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">***</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Wychodzę z samochodu, będąc przywitaną groźnym widokiem trzech dużych bloków mieszkalnych. Księżyc wygląda zza luki między pierwszym, a drugim, niemal z ulgą chowając się za przebiegającą po ciemnym niebie chmurą. Przyjazny i przystępny, to dwa słowa nieobecne na liście przymiotników, których użyłabym do zareklamowania tutejszej nieruchomości.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Harry stoi koło samochodu z nisko spuszczoną głową, niepewny tego co stanie się za chwilę. Zdejmuję z niego ten ciężar.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Wejdę do środka, jeśli chcesz.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Ta - mówi, nie czekając nawet aż skończę zdanie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Wciskam kluczyki od samochodu do torebki, a on przechodzi przez drogę niezamierzenie wskazując mi drogę. Kilka metrów na przód i zdaje sobie sprawę, że ociągam się w tyle, zapominając, że kiedyś był świadomy moich krótszych nóg, więc zwalnia wyrównując nasz krok. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Drzwi wejściowe do bloku numer dwa zostają otwarte i dziękuję Harry'emu, gdy przytrzymuje je ręką, wpuszczając mnie jako pierwszą. W holu śmierdzi wilgocią i stęchlizną, zwalam to na karb różnokolorowych wykwitów w rogu, tuż przy suficie. Nie ma żadnego domofonu, więc każdy bez przeszkód może sobie tu wchodzić i wychodzić.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Zejdzie mi tylko chwilę - oświadcza łagodnie Harry. - Czynsz sam się nie zapłaci.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Znika za ciężkimi drzwiami przeciwpożarowymi, a ja zostaję sama mając chwilę na rozejrzenie się po holu. Światło z kinkietów przymocowanych do obłażącej z tynku ściany mruga co chwilę z charakterystycznym szklanym pstryknięciem akompaniującym dudniącej muzyce, dobiegającej z samochodu wyścigowego jakiegoś chłoptasia. Mijaliśmy go wchodząc do środka, ale nie zwróciłam na niego zbytniej uwagi, decydując się na nie opuszczanie boku Harry'ego, modląc się przy tym o anonimowość. Czuję silną potrzebę sprawdzenia bezpieczeństwa mojego auta. Pewnie kradli już jakieś części od silnika, albo grzebali w układzie hamulcowym. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Drzwi wejściowe otwierają się z hukiem i jestem zaskoczona, że klamka nie utknęła w przylegającej ścianie z uwagi na to z jak dużą siłą płyta została pchnięta. Moje obserwacje wnioskują w dwóch mężczyzn i kobietę. Ich rozmowa milknie, kiedy bacznie mierzą mnie od góry do dołu.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Mieszkasz tu? - pyta dziewczyna z zaczesanymi do tyłu włosami.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Nie jestem do końca pewna jak powinna brzmieć właściwa odpowiedź, umysł podpowiada mi, że jaka by ona nie była i tak stanę się celem. Decyzja zostaje jednak szybko podjęta.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Jeden z mężczyzn robi krok do przodu, jest niższy niż kobieta i ma poburzone włosy w kolorze miodowym. Mimo, że jego spodnie są zabezpieczone paskiem, nadal zwisają nisko na jego krępej sylwetce. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- W takim razie się zgubiłaś?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie - powtarzam.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Nieprzyjemne uczucie w żołądku pogłębia się, kiedy wymieniają przebiegłe uśmiechy. W świadomej próbie stania się dla nich trudniejszym celem przesuwam się powoli w stronę drzwi prowadzących do dalszej części budynku. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Mój znajomy wszedł gdzieś tutaj, może uda mi się go znaleźć.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Moje ramiona przywierają do drewnianej płyty i czuję nagłą potrzebę zachowania choć minimum higieny w tej niedorzecznej co do warunków sytuacji. Teraz, gdy jedno z nich ruszyło za mną brud na moich ramionach jest moim najmniejszym zmartwieniem. Wiem, że ktoś za mną idzie, bo słyszałam dźwięk zamykanych drzwi.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Na którym piętrze mieszka twój znajomy?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Zerkam do jednego z odgałęzień głównego korytarza, a potem w drugą stronę. To pierdolony labirynt.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie wiem. Nie powiedział.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Moja odpowiedź jest mało łagodna, kiedy gwałtownie odwracam się twarzą do nich. Kobieta i jeden z mężczyzn stoją w korytarzu razem ze mną, drugi zawisł rękami na framudze od drzwi z wymownym uśmieszkiem. Sposób w jaki rozbawienie spływało z jego ust był niemal komiczny. Jestem ostatnią osobą na świecie, która wie o co chodzi, kiedy cała trójka momentalnie blednie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Ona nie chce nic od was kupić - rozbrzmiewa głos Harry'ego.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Kobieta niechętnie wysuwa się na pierwszy plan, kiedy jej kompan robi kilka kroków w tył. Czuję obecność Harry'ego tuż za mną, razem z tą jego nieopisaną wyższością straszenia ludzi. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Dwadzieścia-osiem... To dwadzieścia-osiem - słychać w tle, kiedy atmosfera z sekundy na sekundę robi się chłodniejsza. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Kobieta spuszcza nisko głowę i próbuje dogonić dwójkę swoich znajomych, którzy niechybnie porzucili ją na pastwę losu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Jeszcze przez chwilę wpatruję się w drzwi przez które wyszli i odwracam się w stronę Harry'ego, kiedy słyszę za sobą jakiś ruch. Wydaje się jakbym większość czasu spędzała na rozmowie z jego plecami.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Co sprzedawali?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Uzyskuję rozbawione mruknięcie, kiedy nadal bawimy się w mniej uduchowioną wersję "<i>podążaj za liderem</i>". Winda otwiera się z charakterystycznym dźwiękiem, akurat w momencie, gdy Harry pcha drewnianą powłokę kolejnych drzwi prowadzących, jak mi się wydaje, na klatkę schodową. Nie wiem na które piętro mamy się dostać, ale nawet obskurne graffiti w windzie nie jest gorsze od wchodzenia po schodach. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie jedziemy windą? - wołam w sukcesywnie zmniejszającą się szczelinę między powoli zamykającymi się drzwiami. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Widzę plecy Harry'ego przez małą szybkę, kiedy zatrzymuje się na pierwszym stopniu. Lekko przekręca głowę w moją stronę, a ja nie jestem na tyle wysportowana, by wystarczająco szybko zablokować zasuwające się metalowe płyty windy. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie radziłbym - odpowiada. - Na szóstym piętrze mieszkają dzieci, które lubią ją blokować. Nie ma pewności, że na trzecie dotarlibyśmy żywi.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Z pewnością nie mam zamiaru spędzić nocy w wiszącym, blaszanym pudle, skazana na pewną śmierć tylko ku uciesze kilku dzieciaków. Wbiegając po schodach za Harry'm, doganiam go, gdy jest na pierwszym półpiętrze. To paskudna wspinaczka na trzecie piętro.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Ci ludzie na dole, kiedy cię zobaczyli powiedzieli <i>dwadzieścia-osiem</i>. Co to znaczy?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Mijamy wciąż tak samo wyglądające zielone drzwi, przemierzając opustoszały korytarz. Odgłosy telewizorów dobiegają z niektórych mieszkań, w innych z kolei panuje martwa cisza.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Errr, mieszkam pod dwudziestką-ósemką - wnioskuje niepewnie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Zatrzymujemy się przed kolejnymi zielonymi drzwiami, a Harry wkłada rękę do kieszeni spodni w poszukiwaniu kluczy. Czujnik światła na korytarzu powoli wyłącza kolejne lampy przy suficie, zatapiając w ciemności coraz większą jego część, a my wreszcie wchodzimy do środka. Moją pierwszą myślą jest to, że nie można tego nazwać domem. Wejście prowadzi od razu do ciasnego salonu. Domyślam się, że jedynym naturalnym źródłem światła w pokoju jest okno na tyłach, czyli w kuchni. Z uwagi na pokrywający go brud śmiem wątpić, żeby chociaż ono było jakimś pocieszeniem. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Harry stoi przy końcu kanapy z marginalnie pochyloną głową i wygląda jakby nie czuł się dobrze w swoim własnym mieszkaniu. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Miło tu, Harry - mówię łagodnie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie musisz silić się na grzeczność - śmieje się słabo. - Nawet moja mama i siostra mnie tu nie odwiedzają. Nie chcę, żeby tu przychodziły. Wiem, że to gówniana nora.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Nie wiem co powiedzieć, więc po prostu zaczynam rozglądać się po mieszkaniu. Telewizor jest o wiele mniejszy niż ten który miał kiedyś, nie ma ani śladu konsol do gier, a lampa stojąca obok wymaga zmiany żarówki. Mój wzrok przenosi się po wypchanej ulotkami sofie, a obserwacje ustają momentalnie, kiedy dostrzegam kij baseballowy oparty o podłokietnik kanapy. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Miałem włamanie jakiś czas temu - próbuje wyjaśnić. - Nie wracałem tu od tamtej pory.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Cholera - odpowiadam mechanicznie.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Harry zdejmuje buty, asekurując się swoimi własnymi stopami, po czym kieruje się w stronę kuchni, a ja idę za nim, niczym przywiązana do niego niewidzialnymi sznurkami. Obserwuję jak pochyla się nad blatem, by wyciągnąć wysoką szklankę z szafki. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Chcesz coś do picia?</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Podchodzę z jego prawej strony. Moja dłoń lekko ociera się o jego bok, kiedy próbuję zmniejszyć dystans między nami, a on reaguje w sposób do którego kompletnie nie przywykłam. Dokładnie jak poprzednio, Harry odsuwa się, zwiększając swoją osobistą przestrzeń. Chwyta szklankę a knykcie jego palców momentalnie bieleją i martwię się czy szkło wytrzyma nacisk jego siły.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie, dziękuję - odpowiadam.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Kuchenny kran zostaje odkręcony, woda pryska przy odpływie, a Harry czeka aż stanie się wystarczająco chłodna. Załamuje się, widzę to dokładnie sekunda po sekundzie. Jego dłonie drżą, a oddech przyspiesza. Chwyta krawędź blatu, by ochłonąć.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Przyniosę ci ją - mówię. - Nie ma problemu.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Odkłada szklankę na blat, żeby uniknąć przypadkowego kontaktu.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Pójdę się położyć. - Przytakuje swoim słowom.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- W porządku.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Obserwuję jego chwiejny chód do momentu, aż znika w sypialni. Moja kurtka razem z torebką lądują na kanapie, po czym ponownie wracam do kuchni. Myślę nad przygotowaniem mu jakiegoś jedzenia, ale próby znalezienia czegokolwiek zatrzymują się na starych resztkach chińskiego dania na wynos i przeterminowanym mleku. Wyrzuciłabym to od razu, ale nie chcę interferować i nie mogę pozbyć się myśli, że wcale o siebie nie dbał. W takim razie zostaje tylko woda.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">W sypialni czuć won dymu, zakorzenionego w pomieszczeniu. Łóżko jest puste, a gdy mój wzrok odnajduje Harry'ego, widzę jak majstruje coś przy przedmiotach ustawionych na górze jednej z szafek. Jestem prawie pewna, że mój ruch nie mógł być niczym powodującym przestrach, jednak zaalarmowanie z jakim poruszył się Harry wywołało mały bałagan. W trwodze odwrócił się tak gwałtownie, że wytrącił szklankę z wodą z mojej dłoni. Ta rozbiła się na drobne kawałeczki, rozlewając zawartość po podłodze. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Bo... Bo, przepraszam - mówi desperacko. - Nie..Nie zauważyłem cię.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Jest zbity z pantałyku i tylko dzięki temu mam wystarczająco dużo szczęścia, by w pełni zobaczyć jego twarz, co prawie ścina mnie z nóg. Kiedy wyciągam dłoń w jej kierunku, Harry pojmuje swój błąd. Delikatnym, ale pewnym ruchem chwytam jego podbródek, zanim ma szansę mnie powstrzymać.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie rób tego - protestuje słabym głosem. - Bo, przestań.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Moja druga dłoń przenosi się na bok jego twarzy. Harry zastyga w bezruchu, kiedy mój kciuk znaczy ślad jego blizny. Przypomina mi się wcześniejsza sytuacja z natarczywą dziewczyną w klubie i tym, jak podeszłyśmy do Harry'ego. <i>Nie przeszkadza mi to</i>, powiedziała a jej wypowiedź nie miała dla mnie większego sensu, aż do teraz. Jego oczy są zamknięte, ale nie ma żadnych wątpliwości, że zagojona rana przechodzi w linii ukośnej przez jego brew i lewą powiekę. To nie jest prosta linia, jej górna część jest dziwnie poszarpana, co sprawia, że mój żołądek niemal ląduje na samej ziemi. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Otwórz je.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Harry już nie boi się mojego dotyku, teraz to czysty upór.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Otwórz je - domagam się.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Moja dłoń opada bezwiednie przy moim boku, a ciało cofa się o krok. Nie jestem jeszcze w stanie znienawidzić mojego odzewu, bo nadal pochłania mnie szok. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- No, przyzwyczaiłem się już do takiej reakcji - oświadcza gorzko.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Źrenica została uszkodzona, nie jest już perfekcyjnie okrągła i zachodzi lekko na tęczówkę, która jest teraz wściekłą kombinacją ciemnej zieleni i niebieskiego. Całe oko jest nieznacznie przytłumione mlecznobiałym odcieniem. Czuję jakby cały mój wewnętrzny świat zostawił mnie samą.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Ja nie..</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Harry nadal pozwala mi przetworzyć to co widzę.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Niedowidzenie połowiczne.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Uśmiecha się słabo.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Kręcę głową i próbuję złapać oddech, który uleciał z moich płuc.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Nie rozumiem - mówię błagającym tonem.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">Spuszcza wzrok, zanim ponownie zdobywa się na odwagę by wreszcie po raz pierwszy w pełni na mnie spojrzeć.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;">- Bo, niedowidzę na lewe oko. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">__________________________________________</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">OKEJ, ZOSTAWCIE MNIE TU JA SOBIE POPŁACZĘ.</span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">CZEMU HANNAH TO ZROBIŁA, TO JA KURWA NIE WIEM. SUMIENIA NIE MA ZA GROSZ. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">
<span style="font-family: inherit;">IM DONE. </span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing" style="text-align: left;">
<br /></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: inherit;"><br /></span></div>
<div class="MsoNoSpacing">
<span style="font-family: "Times New Roman","serif";"><br /></span></div>
Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com449tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-46514921981987753392014-05-22T12:33:00.000-07:002014-05-22T12:33:46.329-07:00Rozdział 4.Wróciłam, wbrew mojemu zdrowemu rozsądkowi. Mając zobowiązania wobec Jamesa i Tiff na piątek i sobotę, udało mi się wygospodarować niedzielę, żeby wrócić do domu. Tiff marudziła, próbując przekonać mnie, że moja mama niedługo będzie miała mnie dość. Ale tak naprawdę nie przyjechałam tu zobaczyć się z mamą. <div>
Podryguję kolanem, czując podekscytowanie i napięcie spowodowane oczekiwaniem. To dość osobliwe połączenie, a motyle w moim brzuchu są chyba tak samo skonsternowane jak ja. Ich skrzydła odbijają się od moich wnętrzności, gdy tylne drzwi otwierają się przed Harrym. Ma do wykonania zadanie, nie rozpraszają go mało wybredne krzyki wydobywające się z zionących alkoholem ust przybyłych.</div>
<div>
<i>- Czubek!</i></div>
<div>
Dzisiaj wygląda inaczej. Jest bardziej czujny, bardziej świadomy swojego otoczenia. Siadam z powrotem na swoim stołku, obserwując ponad głowami ludzi, kiedy przechodzi przez tłum. Nie towarzyszy temu żadne show. Spiker jest wytrącony z równowagi, nie miał zbyt wiele czasu, by móc zapowiedzieć Harry'ego. Chłopak zsuwa czarny kaptur ze swojej głowy, a jego zainteresowanie publicznością jest nadzwyczaj wzmożone. Nigdy nie skupiał się na kimś innym, oprócz swojego przeciwka, a dzisiaj uważnie skanuje każdą jedną twarz, która go otacza. Wszystko zaciska się w moim brzuchu, przywołując na myśl uczucie, gdy dzielą cię sekundy od bycia odnalezionym podczas zabawy w chowanego.</div>
<div>
Harry jeszcze raz omiata wzrokiem salę, a spiker usuwa się z ringu. Chłopak podchodzi do lin i pochylając się nad nimi, próbuje wyostrzyć wzrok, tym samym potwierdzając swoją rangę i tożsamość. Szuka kogoś.</div>
<div>
Niestety nie widzę zbyt dobrze jego twarzy. Gdyby było inaczej, mam nadzieję, że dostrzegłabym jakiś oznak tego co zaprząta jego myśli. Siedzę skulona, zajmując się się swoimi własnymi przemyśleniami, kiedy walka się zaczyna powodując hałas coraz głośniejszych okrzyków nawołujących do wzajemnego pastwienia się nad sobą. Nie powinien tego wszystkiego słuchać. Sytuacja przypomina tę, kiedy jakieś zwierzę poddaje się kwarantannie. Ludzie wytykają je palcami, wykrzykując nieprzyjemne rzeczy, żeby tylko uzyskać jakiś odzew. Żeby zwierzę się podniosło, dało głos. Harry tym razem nie miał zamiaru nikogo pogryźć.</div>
<div>
Tusz na jego lewej ręce wydaje się być rozmazanym gdy szybko nią porusza, by blokować ciosy i je zadawać. Musi bronić się nie tylko przed pięściami, łokciami i barkami. Jest świadomy ostrych uderzeń kolanami, które wbijają się w jego brzuch. Robi unik przed prawym sierpowym, odpowiadając agresywnym kopniakiem w udo mężczyzny.</div>
<div>
Ciągle jestem oszołomiona kombinacją uderzeń. Żadnych zasad. Liczy się tylko to, by położyć na deski swojego przeciwnika, wszelkimi możliwymi sposobami, jak się okazuje. Harry umie się przystosować, doskonale radzi sobie z tą nową formą walki, która nie uznaje praktycznie żadnych elementów odzieży ochronnej, pomimo, że jej niezbędność jest widoczna gołym okiem. Każde kolejne uderzenie podsyca apetyt publiczności, spragnionej przekonać się, czy ich zwycięzca zapewni im kolejny spektakularny nokaut. </div>
<div>
Harry sprowadza walkę do parteru, podcinając prawą nogę przeciwnika i unieruchamia go zakładając dźwignię na tyle jego kolan. Mężczyzna upada szczęką prosto na ring, ale szybko stara się odwrócić na plecy. Współczułam mu. Jego język ciała odzwierciedlał realizację w jak beznadziejnej pozycji się znalazł. Unosi przedramiona, by osłonić swoją twarz, kiedy Harry nieprzerwanie wymierza w nią ciosy. Jego włosy odsunięte są do tyłu i przytrzymywane przez bandanę. Dzięki temu nie rozpraszają go, opadając na jego twarz. To jednak nie pomaga zbyt wiele w powstrzymaniu czynników zewnętrznych. Zarówno Harry, jak i ja, oraz reszta zgromadzonych, kierujemy swoje głowy w kierunku zamieszania przy barze. Znaleźli się już chętni do zaprowadzenia porządku i opanowania chaosu, którego członkowie powinni się wstydzić. Urojone poczucie wyższości daje o sobie znać, gdy mężczyzna z żałosnym triumfem cieszy się, że udało mu się przewrócić na ziemię innego, słaniającego się na nogach od ilości wypitego alkoholu, imprezowicza. Kręcę głową z dezaprobatą, a on chyba zaczyna być sceptycznie nastawiony do samego siebie. </div>
<div>
Wracam wzrokiem na ring. Harry został odepchnięty na bok, a jego przeciwnik właśnie podnosi się na równe nogi. Chłopak klęczy, a ja nie mogę się nadziwić jak sytuacja w ringu łatwo może się zmienić. Nie ma żadnej litości. Wzdrygam się, gdy mężczyzna wymierza celnego kopniaka w i tak już nadwyrężone ramie Harry'ego, za które się trzyma. Atak zostaje odparty w ostatnim możliwym momencie przez prawą rękę Harry'ego. Zsuwam się z krzesła i z głośno walącym sercem, gorączkowo przeciskam się przez tłum ludzi, by znaleźć się z przodu. Cztery sekundy? Pięć? Nie jestem pewna, ale wiem, że to kwestia kilku mrugnięć. Tylko Harry stoi na ringu.</div>
<div>
W jego kierunku padają niemiłe słowa, wykrzykiwane przez rozczarowanych ludzi, którzy stracili swoje zakłady. Harry wydaje się nie zwracać na nie uwagi, schyla się, by przejść przez liny i zeskakuje w dół. Zaskoczony spiker zostaje na ringu sam na sam z zakrwawionym zawodnikiem, nie mając przy boku drugiego wojownika, by podnieść jego rękę w geście zwycięstwa. Śledzę wzrokiem Harry'ego, kiedy toruje sobie drogę do tylnych drzwi, cały czas masując swoje obolałe ramie. </div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Usiadł przy barze, lekko się garbiąc. Trzeźwi trzymali się od niego w bezpiecznej odległości, ale tych pijanych mało to obchodziło. Wyłamał się ze swojej rutyny. Walczyć. Wygrać. Wyjść. Uniknął potwornej jatki w ringu, a po tym, kiedy wyszedł tylnymi drzwiami dla pracowników, nie spodziewałam się jeszcze go zobaczyć. Byłam skonsternowana i lekko zakłopotana, gdy usiadł przy barze, między wędrującymi grupkami ludzi. Głównie był to jednak szok, który sprawił, że ponownie zaparkowałam swój tyłek na krześle. Szok i to nienasycenie, chęć spędzenia jak największej ilości czasu w jego obecności.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego gust nie zmienił się zbytnio, jednak nie da się ukryć, że nabył osobliwą tendencję do faworyzowania rzeczy czarnych, spranych i podartych. Z tego co widzę w jego garderobie nie można dopatrzeć się żadnego innego koloru i nie będę ukrywać, że lekko mnie to zdemobilizowało. Zwyczajowe, obcisłe jeansy są znoszone i ciemne, kolorem dopasowujące się do T-shirtu, który ma pod kraciastą koszulą. Mogę powiedzieć, że jego ramię nadal sprawia mu ból ze względu na to, że zdecydował się oprzeć rękę na kolanie. </div>
<div style="text-align: left;">
Mack się spóźniał. Nie widziałam go przez cały wieczór, więc po prostu zamówiłam sobie coś do picia i na własną rękę zajęłam stolik. Wiele osób wyszło zaraz po ostatniej walce wieczoru, atmosfera przy barze też lekko się ochłodziła, nie przypominając już wcześniejszej areny sprzeczek. Nie minęło dużo czasu, zanim zostałam zmuszona podzielić z kimś stolik. Nie miałam nic przeciwko odrobinie towarzystwa. Zabawnie jest słyszeć fragmenty rozmów i podpity śmiech.</div>
<div style="text-align: left;">
- Podoba ci się?</div>
<div style="text-align: left;">
Odwracam się do dziewczyny, siedzącej obok mnie. Jej eyeliner jest celowo roztarty, a małe srebrne kółko przebija jej wargę. Pasuje jej niedbale ścięty bob, na którego zostały wystylizowane jej włosy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Kto? - pytam, chociaż jest całkiem jasne o kogo jej chodzi.</div>
<div style="text-align: left;">
Widocznie byłam nie dość dyskretna w moim podziwie. Nie zamierzałam posuwać się dalej, prócz kilku zachłannych spojrzeń w jego kierunku, nie spodziewałam się też, że przyciągnę czyjąś uwagę. </div>
<div style="text-align: left;">
- Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Kręcę głową, czując zażenowanie wywołane faktem, że zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Dziwnie czuję się słysząc jego imię. Zazwyczaj wszyscy używali jego nazwiska, jakby "Harry" było zbyt osobiste.</div>
<div style="text-align: left;">
- Farbujesz włosy?</div>
<div style="text-align: left;">
To nagły zwrot w rozmowie, którego z pewnością się nie spodziewałam. Jej palec wskazujący sunie w zamyśleniu po jej ustach, gdy zastanawia się nad moim naturalnym kolorem włosów. </div>
<div style="text-align: left;">
- Tak.</div>
<div style="text-align: left;">
- Szkoda. - Jej palce przejeżdżają po włosach, które dopiero co wsunęłam za ucho. - Słyszałam, że lubi małe brunetki - mówi zaczepnie, uśmiechając się przy tym zadziornie. Mimo moich przypuszczeń o jej przyjaznych zamiarach, wciąż czuję ciężar lekko złowrogich intencji. - Powinnaś iść i z nim pogadać.</div>
<div style="text-align: left;">
- Lepiej trzymać się na uboczu.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie sądzę, że to byłoby mądrą decyzją, zwłaszcza, że dopiero co wydarł się na człowieka, który próbował podjąć z nim jakąś rozmowę. Nie jest skory do pogaduszek, nawet jeśli chodzi o jednego z jego "fanów". </div>
<div style="text-align: left;">
- Pójdę z tobą.</div>
<div style="text-align: left;">
Moja dłoń znajduje się w jej, kiedy ciągnie mnie za sobą, prowadząc w stronę baru. Ledwie udało mi się poderwać torebkę z kanapy, na której siedziałam, niestety na płaszcz nie było już czasu. Został przy stoliku razem z grupą ludzi, których twarzy nie rozpoznałabym za żadne skarby przez to nikłe oświetlenie. Czuję się jak dziecko, które zaraz nawiedzi atak furii. Jeszcze chwila i zacznę tupać i piszczeć, żeby mnie puściła. Widzę, gdzie nas prowadzi. Po prawej stronie Harry'ego jest trochę wolnego miejsca. Niezbyt dużo, ale wystarczająco byśmy nie musiały zakłócać swoją obecnością niczyjej przestrzeni osobistej. To ona podejmuje decyzję wykonawczą gdzie mam stanąć. Jej ciało jest barierą między mną a Harry'm. Daje mi znak głową, ale nie mam pojęcia o co jej chodzi. Nie mam czasu nawet zadać jej tego pytania, bo gwałtownie odwraca się twarzą do Harry'ego, nadal trzymając mnie za rękę. Czuję się, jakby całe moje ciało momentalnie zwiotczało. </div>
<div style="text-align: left;">
- Napijesz się czegoś, przystojniaku? - pyta, a jej głos ocieka ponętnym urokiem.</div>
<div style="text-align: left;">
Wysoce prawdopodobne, że jest to najgorszy tekst na podryw jaki kiedykolwiek słyszałam. Był tak beznadziejny, że na chwilę oderwałam się od sceny dziejącej się przede mną, by powstrzymać się od wywrócenia oczami. Zamiast tego moje wnętrzności przeszyło ukłucie wściekłości. Mój umysł pracuje na najwyższych obrotach, kiedy bezimienna dziewczyna kładzie dłoń na swojej talii, uwydatniając zgrabne biodro. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to wcale nie zdenerwowanie, ale zazdrość. Nie chcę, żeby się do niego przystawiała, bo w jakiejś niedorosłej części mojego mózgu postrzegałam Harry'ego jako mojego. Tylko dla mnie. Zabieraj od niego swoje łapy.</div>
<div style="text-align: left;">
- Już mam - odpowiada szorstko.</div>
<div style="text-align: left;">
Z mojego ograniczonego pola widzenia, zerkam jak wskazuje na szklankę wypełnioną bursztynowym płynem, którą przykłada do skroni. Słyszę jak trzaskając roztapiają się kostki lodu i jestem zadowolona jego odmową.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mogę kupić ci jeszcze jednego.</div>
<div style="text-align: left;">
Słyszę jak szkło gwałtownym ruchem styka się z blatem baru. To oczywiste, że chce zostać sam, ale ona nadal będzie go dręczyć, prowokować niemile widzianymi propozycjami. Zobaczmy jak warczysz.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie - odpowiada bez ogródek.</div>
<div style="text-align: left;">
Próbuję wydostać dłoń z jej uścisku, ale jej kościste palce kryją w sobie o wiele więcej siły, niż mam ochotę przyznać. Poszarp się ze mną jeszcze trochę, a obie wylądujemy na ziemi. Naprawdę nie chciałabym zostać wyśmiana przez jakichś pijaków.</div>
<div style="text-align: left;">
- No to może ty kupisz mi jednego?</div>
<div style="text-align: left;">
Suka.</div>
<div style="text-align: left;">
Głowa Harry'ego gwałtownie odwraca się w naszą stronę, a ja instynktownie kieruję swoje ciało ku innym torom. Modlę się, by nie usłyszał gromiącego walenia w mojej klatce piersiowej. To muzyka, to muzyka, powtarzam jak w mantrze. Dłoń dziewczyny oplotła moją niczym pyton, kiedy zdała sobie sprawę z popełnionego błędu. Chyba, że spowodowane było to tym, że teraz całą swą uwagę przeniósł na nią. Nic do siebie nie mówią, a ja zachowuję się jakbym czekała na kogoś z obsługi, pobieżnie skanując otoczenie i udając, że palce boleśnie wpijające się w moją skórę nie robią na mnie najmniejszego wrażenia. Ale moja gra aktorska kończy się w momencie, gdy kątem oka widzę co robi. Jej dłoń delikatnie oplata policzek Harry'ego, a ja walczę z oszołomieniem. Spodziewam się, że na nią nawrzeszczy, albo ją odepchnie, ale tego nie robi. Chciałabym, żeby właśnie tak zrobił.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego oczy są zamknięte, gdy ostrożnie wyglądam zza jej ramienia, by omieść spojrzeniem jego ledwie oświetloną twarz. Wokół jego oka majaczy różowy półksiężyc, efekt uniku pięści lądującej w centrum jego twarzy. Wiele razy widziałam już tego typu urazy, wiedziałam, że za parę dni nie będzie miał po nim nawet śladu. Co naprawdę jednak przykuło moją uwagę, to nieco bardziej zdefiniowana blizna.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie przeszkadza mi to - mówi miękko, wyrywając mnie tym samym z mojego zamyślenia.</div>
<div style="text-align: left;">
Mogła mieć na myśli wiele rzeczy, ale to w jaki sposób Harry pochyla się, wtulając twarz w jej dłoń powaliło mnie na ziemię. Nie rozumiem. Jej starania zostały odrzucone, Harry wyraził się jasno i klarownie, że nic od niej nie chce, a teraz jest praktycznie bezbronny pod jej dotykiem.</div>
<div style="text-align: left;">
Jej dłoń zsuwa się niżej w dół jego klatki piersiowej, by zaraz spocząć niebezpiecznie na jego udzie. To niekomfortowe stać tu i obserwować, kiedy dotyka go w tak intymny sposób. Harry nie zmienia swojej pozycji, ale nadal mogę śmiało obserwować ich poczynania, bo jego uwaga skupiona jest wyłącznie na niej. Nie mam odwagi spojrzeć powyżej jego ramion, bo nie mam ochoty zobaczyć jak uśmiecha się do niej sugestywnie, tak jak kiedyś robił to względem mnie. Zaciskam usta nie rozumiejąc czemu niezależnie od swojego udanego połowu, nadal kurczowo trzyma mnie za rękę, jakby od tego zależało całe jej życie. Prawie wlazła mu na kolana i myślałam tylko o tym, żeby wypruć jej flaki i uciec.</div>
<div style="text-align: left;">
W co ona, do cholery, gra?</div>
<div style="text-align: left;">
Patrzę z odrazą jak pochyla się w jego stronę, a on jej nie zatrzymuje. Jego oczy pozostają zamknięte, gdy cieszy się jej niepodzielną uwagą. Bar w dalszym ciągu tętni życiem, przyciągając coraz więcej klientów, którzy zaczęli napierać na moje ciało. </div>
<div style="text-align: left;">
- Możesz mieć nas obie - mruczy zmysłowo do jego ucha.</div>
<div style="text-align: left;">
A ja jestem zagubiona. Powolny ogień pali moje ciało zaczynając od palców u stóp, a spanikowane motyle w moim brzuchu rozsadzają mi wnętrzności. To coś, czego nigdy nie czułam będąc z Jamesem. I prawdopodobnie nigdy tego nie poczuję, bo on nie jest Harry'm. James nie działał na mnie w taki sposób. Nigdy nie będę przy nim z trudnością łapała oddechów, błagając o jakikolwiek dotyk. I czuję się winna czując to wszystko wobec chłopaka, o którym już dawno powinnam była zapomnieć.</div>
<div style="text-align: left;">
Proszę, tylko nie to. Nie teraz, nie w taki sposób.</div>
<div style="text-align: left;">
- Możesz przelecieć nas obie.</div>
<div style="text-align: left;">
Kątem oka widzę, jak Harry przy pomocy swojej ręki lekko odsuwa ją na bok, ale nie mam zamiaru w pełni się odwrócić. Jego czujne oczy powinny być dla mnie czymś znajomym. Niechętnie przeskanował mój profil boczny. Stałam z twarzą pochyloną w dół, a złote włosy sukcesywnie oplatały moje policzki. Dziewczyna wyciąga dłoń w moją stronę, by odgarnąć pasma za moje uszy, ale nie pozwalam jej na to. Fuka głośno w odpowiedzi na mój sprzeciw.</div>
<div style="text-align: left;">
To tak jakby moje reakcja wywołała nagły zwrot w zachowaniu Harry'ego. Dziewczyna zostaje przesunięta spomiędzy jego ud, gdzie wygodnie się umościła, w efekcie czego puszcza moją dłoń nie kryjąc zaskoczenia. Jej próba chwycenia go za ramię jest momentalnie udaremniona.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie jestem tu dla twojej chorej rozrywki - syczy Harry. Dziewczyna jest na tyle zbita z tropu, że wpada na mnie swoim ciałem, chcąc jak najszybciej się ulotnić. Głębia jego głosu zdradza jak niska stała się jego tolerancja.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie, nie.. Ja wcale nie.. - broni się rozpaczliwie, ale na próżno.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie mam zamiaru przelecieć ani ciebie ani twojej koleżanki, więc wyświadcz sobie przysługę..</div>
<div style="text-align: left;">
Harry nieświadomie przewraca stołek na którym wcześniej siedział, stając teraz na równych nogach. Przepycha się przez tłum zaciekawionych gapiów. Ból w jego ręce został całkowicie zapomniany i zastąpiony złością.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chodź - mówię cicho, ciągnąc ją za nadgarstek. </div>
<div style="text-align: left;">
Chwytam swój płaszcz, przechodząc obok stolika przy którym niedawno siedziałyśmy i nadal ciągnę ją za sobą nie zatrzymując się aż do momentu, gdy wychodzimy na zewnątrz. </div>
<div style="text-align: left;">
- Co to było, do cholery jasnej? - pytam rozdrażniona, puszczając jej rękę.</div>
<div style="text-align: left;">
Na zewnątrz stoją ludzie zajęci paleniem papierosów, ale już zdążyli zainteresować się dwoma krzyczącymi dziewczynami. Zbieram w sobie ostatnie resztki siły, by nad sobą zapanować. </div>
<div style="text-align: left;">
- Cóż, chyba nie zabrałby do domu tylko mnie, no nie? - odcina się gorzko. - Potrzebowałam małej uroczej istotki do osłodzenia tematu. Dokładnie w jego typie. - Ponownie sięga, by odgarnąć włosy za moje ucho, ale zmuszam ją by opuściła rękę. Jej śmiech brzmi jak szydercze rozdrażnienie. - Wszystko zniszczyłaś.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jestem pewna, że to jeszcze nie koniec świata.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mogłam po prostu obciągnąć mu w kiblu. Byłoby mniej zachodu.</div>
<div style="text-align: left;">
Odchodzi prychając pod nosem i trącając mnie barkiem, a ja stoję oszołomiona nie przypominając sobie, żebym kiedykolwiek w moim życiu odbyła podobną rozmowę. Nie zdaję sobie sprawy z tego jak mocno zaciskam swoje pięści, aż do momentu gdy znika mi z oczu.</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Musiałam obejść klub, żeby dotrzeć na parking. Gdy tu przyjechałam nie było możliwości, żebym zaparkowała gdzieś bliżej, więc teraz musiałam iść nieco dalej niż sobie tego życzyłam. Śmieci leżą na chodniku, a jedna z latarni ulicznych miga nieprzyjemnie. </div>
<div style="text-align: left;">
Widzę trzech lekko podpitych facetów, którzy odgrywają właśnie między sobą koleżeńską, uliczną bójkę. Nie rozpatruję ich pod kątem zagrożenia, bo jeden z nich właśnie wywalił się, potykając o swoją własną stopę. Śmieją się głośno, kiedy manewruję by wyminąć przeszkodę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Hej! - woła jeden z nich.</div>
<div style="text-align: left;">
Skupiam się na stawianiu jednej stopy przed drugą, teraz nieco szybciej niż poprzednio. Mój samochód stoi na końcu ulicy, więc jeśli zacznę biec schowam się w nim bezpiecznie i zamknę drzwi już w ciągu kilku sekund. </div>
<div style="text-align: left;">
- Hej.</div>
<div style="text-align: left;">
Moje ciało oblewa paraliż, kiedy mężczyzna wyłania się zza moich pleców, stając przede mną i uśmiechając się szeroko.</div>
<div style="text-align: left;">
- Co ty o tym sądzisz? Dałbym mu radę, nie?</div>
<div style="text-align: left;">
Jego mowa jest wyraźnie ociężała, a towarzyszy jej ostry odór alkoholu wypełniający przestrzeń między nami. Na przodzie jego koszulki widnieją świeże plamy, a on sam kołysze się jak statek wycieczkowy na pełnym morzu. </div>
<div style="text-align: left;">
- Komu? - pytam, próbując wymacać w kieszeni moje klucze od auta.</div>
<div style="text-align: left;">
Na szczęście nie zauważa moich ruchów.</div>
<div style="text-align: left;">
- Stylesowi.</div>
<div style="text-align: left;">
Mało brakło, żebym wybuchnęła protekcjonalnym śmiechem. Zniecierpliwienie w jego szklistych oczach przywołuje mnie do rzeczywistości, nakazując mi momentalnie przyznać mu rację, a on unosi brew i dopiero wtedy go rozpoznaję. To ten opóźniony facet z baru, który ogłosił się zwycięzcą po jakiejś gówniarskiej przepychance przy barze, kiedy Harry był w ringu. </div>
<div style="text-align: left;">
- Chyba nie warto byłoby nawet marnować jego czasu - odpowiadam szczerze.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie miałam zamiaru być, aż tak dosadna, a po jego zaczerwienionych policzkach i śmiechu kolegów, zdaję sobie sprawę, że byłam i to chyba nawet trochę za bardzo.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tamto przy barze to był czysty nokaut - rzuca.</div>
<div style="text-align: left;">
Najlepiej byłoby po prostu się z nim zgodzić i odejść, ale widocznie nie jestem w stanie tego zrobić nawet w sytuacji takiej jak ta.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie. - Kręcę głową w czystym sprzeciwie. - Po prostu popchnąłeś pijanego człowieka. Wybrałeś sobie najsłabszy z możliwych celów. Tamten koleś nie miał zamiaru wszczynać bójki i dobrze o tym wiedziałeś.</div>
<div style="text-align: left;">
Mam ochotę zakleić swoje usta taśmą klejącą, zanim znowu wypalę coś, czego wcześniej nie przemyślę. Jego koledzy podeszli bliżej, a ja z trudem przełykam strach, grzebiąc w mojej torebce i sprawdzając dokładnie każdy klucz. Rozkojarzony wzrok mężczyzny przebiega po całej mojej sylwetce i biorę to jako ostateczny znak do odejścia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie powiedziałbym, że było z nim tak łatwo.</div>
<div style="text-align: left;">
Moja droga do samochodu jest zablokowana. Myślę o tym, żeby użyć moich kluczy i poharatać mu nimi twarz, a potem zwiać do auta.</div>
<div style="text-align: left;">
- A co jeśli chodzi o ciebie? Poświęciłabyś mi chwilkę czasu? - pyta niskim ochrypłym głosem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Proszę się odsunąć - mówię, mając nadzieję, że brzmię pewniej niż czuję się w rzeczywistości.</div>
<div style="text-align: left;">
Metal kluczy pali moją dłoń. Zbliż się jeszcze trochę, a ich użyję.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ej!</div>
<div style="text-align: left;">
Cała nasza czwórka przenosi wzrok na wyjście ewakuacyjne z klubu. Nie jestem damulką i nie wiem też, czy ten nowy Harry miałby ochotę zgrywać bohatera, ale muszę przyznać, że jego wyczucie czasu było zbawienne. Powietrze wypełniło się nowym napięciem, które, mam nadzieję, zdejmie mnie z linii frontu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Och, patrz.. We własnej osobie. - Mężczyzna posyła mi złośliwy uśmiech. - Mamy tu jedną z twoich fanek, stary.</div>
<div style="text-align: left;">
Zostaję lekko pchnięta w kierunku Harry'ego. Słyszę jak się zbliża, jego buty szurają po nierównym asfalcie. Mija moją sylwetkę, stając pomiędzy mną, a prześladowcami. Powstrzymuję się przed entuzjazmem, chowając się za nim. </div>
<div style="text-align: left;">
- Może tak ty i twoi koledzy po prostu się odpierdolicie, co? Ona nie zrobiła nic złego.</div>
<div style="text-align: left;">
Dłonie Harry'ego nadal wciśnięte są w kieszenie jego spodni, jakby to co się dzieje było tylko dodatkowym obciążeniem jego czasu. Wyobrażam sobie jak końce zawiązanej bandany łaskoczą jego kark, ale on nie zdradza żadnych oznak dyskomfortu. </div>
<div style="text-align: left;">
- Zraniła moje uczucia. - Mężczyzna udaje poruszonego.</div>
<div style="text-align: left;">
Słyszę wymuszony śmiech Harry'ego, po czym robi krok do przodu, by jasno zaakcentować do kogo się zwraca.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć, bo wyglądasz na kogoś o dość twardej skórze.</div>
<div style="text-align: left;">
To tak, jakby onieśmielenie udawało mu się uzyskać jednym prostym spojrzeniem. Mężczyźni odsuwają się z drogi nazbyt łatwo. Robią niezły pokaz ze swojego odejścia, kopiąc puszki by te z hukiem odbijały się od ściany.</div>
<div style="text-align: left;">
- Czubek!</div>
<div style="text-align: left;">
Okrzyki niosą się w dół drogi, ale Harry jest wobec nich obojętny. Spuszczam wzrok, gdy odwraca się w moją stronę i podchodzi bliżej. Niepewnie unosi rękę by dotknąć mojego ramienia, ale rozmyśla się kilka centymetrów od mojego ciała i ponownie pozwala jej opaść wzdłuż swojego boku.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wszystko w porządku? - pyta.</div>
<div style="text-align: left;">
- Tak - odpowiadam, głośno przełykając ślinę. - Dziękuję.</div>
<div style="text-align: left;">
Jeśli zauważył, że już spotkaliśmy się w barze to o tym nie wspomniał, za co jestem wdzięczna, bo moje dłonie zaczynały się pocić, a serce waliło jak młotem w mojej klatce piersiowej. Nie planowałam spotkania w twarzą w twarz w takich okolicznościach. Cóż, ciężko w ogóle nazwać to jakimkolwiek spotkaniem, skoro nawet nie zdobyłam się na przyzwoitość by spojrzeć mu w twarz. Pewnie myśli, że jestem niewychowana i niewdzięczna.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chcesz, żebym cię gdzieś odprowadził?</div>
<div style="text-align: left;">
Uśmiecham się delikatnie, nadal pozwalając by włosy zakrywały część mojej twarzy. To pierwsza wskazówka jaką otrzymałam odnośnie tego, że nadal ma w sobie coś z przeszłości, mimo jego obecnej formy. Nie cały zaginął.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mój samochód jest zaraz.. - zaczynam, gestykulując w stronę szarego auta. - Nie trzeba, dziękuję. - I odchodzę, zostawiając go samego.</div>
<div style="text-align: left;">
Krótki spacer, a byłam przygotowana na raczej szybką ucieczkę, do samochodu był zadziwiająco spokojny. Dopóki nie zerknęłam ponad swoim ramieniem, odwracając głowę i momentalnie tego pożałowałam. Harry nadal tam stał. Obserwował jak się oddalam i przechodzę na drugą stronę ulicy. Czemu ciągle tam stoi? Nie wyglądało to na rekreacyjny odpoczynek, ale na celowe zachowanie. Nie ruszał się z miejsca z konkretnego powodu.</div>
<div style="text-align: left;">
Szarpię się z kluczami, aż w końcu wypadają z moich palców dźwięcznie odbijając się od asfaltu. Kucam nieudolnie i szybko je podnoszę. Ręce mi się trzęsą.</div>
<div style="text-align: left;">
Pozwoli mi wsiąść do samochodu. Odjadę stąd i nie podkusi mnie nawet, żeby zerknąć na niego we wstecznym lusterku. <i>Proszę, pozwól mi wsiąść do auta. </i></div>
<div style="text-align: left;">
- Bo. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
______________________________________________________</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
HeEeEEeEeJ JESTEM ROZTRZĘSIONA TYM ROZDZIAŁEM TAK JAKOŚ. Jezu tak jakos mi dziwnie, JEZU co tewraz będzie,. Tak mi smutno, jakbym tam była z nim ja to za bardzo przeżywam wszystkie. WRESZCIE SIE SPOTKALI nie. musze konczyc. to za duzo</div>
<div>
<br /></div>
Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com361tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-11884906506029271522014-05-02T05:36:00.000-07:002014-05-02T05:36:42.424-07:00Rozdział 3.- Kiedy walczy? - dopytuję się.<br />
Przystałam na postawienie mi drinka, oczywiście bezalkoholowego. Jak inaczej wróciłabym do domu? Mack patrzy na mnie dziwnie, kiedy ponownie przenoszę na niego swoją uwagę, po tym, jak trzeci raz z rzędu przeskanowałam pomieszczenie. To tylko z przezorności. Wiem, że Harry'ego już tu nie ma. Wyszedł przy dźwiękach oszołomionego tłumu, zostawiając swojego przeciwnika nieprzytomnego na ringu. Nadal jednak muszę mieć się na baczności.<br />
- Huh? - pyta zduszonym, nosowym dźwiękiem.<br />
- Harry, kiedy zazwyczaj walczy?<br />
- Głównie w weekendy. Okazjonalnie w ciągu tygodnia - Mack prawie krzyczy w odpowiedzi. - Chodź na tyły, tam jest ciszej.<br />
Idę za nim, przeciskając się przez ludzi, którzy wykazują wielką trudność w utrzymaniu swoich drinków. Czuję się dziwnie uprzywilejowana, mogąc przejść z Mackiem przez drzwi z przywieszką "OBSZAR PRYWATNY". Właśnie tędy weszli, po czym wyszli zawodnicy. Ponownie poczułam się przytłoczona myślą, że naruszam czyjąś prywatność. Krótki spacer przez korytarz, prowadzi nas do drzwi biura. Nie jest zbyt duże, ale przestrzeń została poprawnie wykorzystana. Biurko, komputer, gablota na segregatory i niezbyt dobrze ukryty sejf.<br />
- Słuchaj, jeśli chcesz się z nim spotkać, mogę coś zaaranżować, Bo.<br />
Moja głowa odwraca się tak szybko, iż mam wrażenie, że nadwyrężyłam sobie kark. Pocieram dłonią tył szyi, próbując zmniejszyć dyskomfort. Mack usiadł za biurkiem i zajął się przeszukiwaniem sterty papierów, w poszukiwaniu swojej komórki, która właśnie wydała dźwięk przychodzącej wiadomości.<br />
- Z Harrym? - pytam z wystrzelonymi w górę brwiami.<br />
Nie podnosi wzroku, nadal przetrząsając szuflady w biurku.<br />
- No. To znaczy, może być ciężko - urywa, krzywiąc się lekko. - Nie jest zbyt towarzyski. Ale nawet ja wiem, że ma w sobie to coś. Odkąd tu jest liczba kobiet pojawiających się na walkach znacznie wzrosła.<br />
- Nie. Nie ma takiej potrzeby. - Kręcę głową.<br />
- Jesteś pewna? Mogę powiedzieć mu, że jesteś fanką. Wiem, że jego...urr... - Gestykuluje okrężnymi ruchami w okolicach swojej twarzy, zostawiając mnie skonsternowaną. - Może się wydawać trochę onieśmielający, ale na serio jest w porządku.<br />
- Nie, dzięki.<br />
Wiem, że ma zamiar węszyć głębiej w mojej fascynacji jednym z jego zawodników, więc szybko zmieniam temat.<br />
- Co to?<br />
Ze stosu papierów ułożonych na biurku, podnoszę jedną kartkę, która zapisana jest odręcznie. Są na niej słowa, a niekiedy nawet całe zdania nabazgrolone dość nieskładnie. Po zmiętym i pogniecionym papierze, wnioskuję, że tej kartce poświęcił więcej uwagi, niż pozostałym. Jest mi jednak odebrana zbyt szybko, bym mogła dopatrzeć się odbiorcy.<br />
- List - odpowiada zwięźle Mack.<br />
- Do kogo piszesz?<br />
W pomieszczeniu słychać głośne westchnięcie, kiedy ponownie zajmuje fotel przy komputerze, a ja sięgam po krzesełko po drugiej stronie biurka.<br />
- Do mojej dziewczyny - odpowiada trochę nerwowo.<br />
- To list miłosny? - pytam, uśmiechając się szerzej niż prawdopodobnie powinnam.<br />
Kręci głową, a jego policzki zaczynają się czerwienić. To urocze.<br />
- Czyta te, pożal się Boże, książki, gdzie bohaterowie wyznają sobie miłość <i>słowem pisanym</i>.<br />
Marszczy nos, jakby to co powiedział, wyzwalało w nim jakąś formę obrzydzenia. Romansowanie dla niektórych jest nierzadko tak samo obce, jak inny język, więc nie robię żadnych drwiących docinków.<br />
- I tak przecież codziennie gadamy przez telefon. Ona chce, żebym spisywał swoje uczucia i wysyłał jej w formie listu.<br />
- Uważam, że to słodkie.<br />
Czuję rosnącą radość, słysząc, że miłość jednak istnieje poza granicami moich niebezpiecznych doświadczeń. Chłopak stuka w ekran swojego telefonu, a ja siedzę w ciszy i obserwuję jego ruchy. W biurze jest kilka oprawionych fotografii, tablica korkowa z powyrywanymi kartkami z kalendarza i mały kwiatek doniczkowy, któremu przydałaby się odrobina wody.<br />
- A jakżeby inaczej. - Wywraca oczami.<br />
Jestem całkiem dobrze zapoznana z sarkazmem, dzięki mieszkaniu z Tiff. Jego przygnębienie nie przygasi mojego ducha.<br />
- Gdzie ona jest?<br />
- Studiuje w Manchesterze.<br />
Jego oczy wędrują na telefon, który niedawno odnalazł i przez uśmiech na jego ustach, wiem, że nieprzerwane buczenie wibracji sygnalizuje wiadomości od niej.<br />
- Mogłabym ci pomóc, jeślibyś chciał.<br />
Mack podnosi wzrok znad komórki, wracając do naszej rozmowy, która najwyraźniej zaczęła ponownie go interesować.<br />
- Co masz na myśli?<br />
Przesuwam się na kraj krzesła, poprawiając godną pożałowania poduszkę, która okrywała ciężkie drewno mebla.<br />
- No z komponowaniem. Jeśli masz z tym jakieś problemy, mogłabym wspomóc cię kobiecą perspektywą.<br />
- Naprawdę? Mogłabyś? - pyta, lekko osłupiały.<br />
- Jasne, jeśli pozwolisz mi przychodzić na walki.<br />
Mam nadzieję, że ostatnie zdanie wyszło z moich ust w dość naturalny sposób, aby nie mogło wzbudzić żadnych podejrzeń. Nie jestem jednak pewna czy cisza, która zapanowała jest jego zgodą, czy może stara się wywnioskować czy nie jestem czasem jakąś zwariowaną groupie. Posyłam mu przyjazny uśmiech, którego, mam nadzieję, nie odbierze jako dziwnego.<br />
- Dobra.<br />
- Znakomicie. - Wyszczerzam się w uśmiechu, pochylając nad zagraconym biurkiem, by uścisnąć mu dłoń. - Tylko, proszę, nic mu nie mów.<br />
- O czym?<br />
- O mnie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Okazuje się, że nie jestem wystarczająco kompetentna, by prowadzić wózek z zakupami, więc idę obok Tiff jak jakiś niegrzeczny dzieciak, a ona wskazuje na produkty ułożone na półkach. Na wyprawę po zakupy, zabrałyśmy ze sobą Roba, po tym jak odkryłyśmy, że zjadł kubek zupki chińskiej na śniadanie i lunch. Zgromił nas wzrokiem, gdy próbowałyśmy wyjaśnić mu, że to "jedzenie" ma w sobie tyle samo substancji odżywczych co zmoczony wodą karton. </div>
<div style="text-align: left;">
- Jedziesz do domu?</div>
<div style="text-align: left;">
Wkładam puszki z kukurydzą cukrową do naszego pękającego w szwach wózka. </div>
<div style="text-align: left;">
- No.</div>
<div style="text-align: left;">
Wózek zatrzymuje się nagle, wydając nieprzyjemny skrzybot kółkami o sklepowe linoleum, ale kobieta za nami zwinnie wyhamowuje, po czym wymija nas dość niezdarnie, pchając swoje zakupy. Brązowe oczy Tiff zdradzają jej zawód, gdy ściąga brwi, wracając do kierowania wózkiem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Czemu? Przecież miałyśmy iść do kina. Pamiętasz? Mam karnet na sobotnią noc, nie mogę wykorzystać go innego dnia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Cholera. Na serio cię przepraszam. - Kręcę głową, naprawdę żałując.</div>
<div style="text-align: left;">
- Ugh - mruczy niezadowolona Tiff, wrzucając pudełko płatków kukurydzianych do naszego wózka. - Och, Boże, no i teraz muszę zabrać Roba.</div>
<div style="text-align: left;">
- Gdzie musisz mnie zabrać? - Zza półki wyskakuje Rob z buzią pełną winogron, w rękach trzymając kupę śmieciowych, gotowych posiłków do podgrzania w mikrofalówce. - Idziemy na randkę, Tiff?</div>
<div style="text-align: left;">
Sugestywnie trąca ją swoim łokciem, a jego brwi tańczą wymownie w geście, który miał być chyba czymś w rodzaju flirtu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chciałbyś - dogryza mu, pomagając pozbyć się przedmiotów, które trzyma. </div>
<div style="text-align: left;">
- Zanim zaczniesz zjadać towar, powinieneś najpierw za niego zapłacić - pouczam, wyjmując z jego dłoni prawie puste opakowanie po winogronach i odkładając je na samą górę sterty w wózku. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie jestem zaskoczona tym, że ignorują moje karcące uwagi na rzecz zagłębienia się w alejce z produktami mrożonymi, żeby zobaczyć co sklep oferuje tym razem. Potem podzielimy między sobą rzeczy, które zostaną przeznaczone na główny posiłek, ale jeśli chodzi o lody, nie będzie żadnych negocjacji. Żadnego dzielenia, tylko bóle brzucha po zjedzeniu całego kubełka na głowę. </div>
<div style="text-align: left;">
- Bo miała iść ze mną do kina, ale skoro nie może, zabieram ciebie. </div>
<div style="text-align: left;">
- Świetnie! Na co idziemy?</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
- No i? Co chcesz jej powiedzieć?</div>
<div style="text-align: left;">
Końcówka długopisu wbija się w kartkę, gdy odrywam się od rysowania wzorów na marginesie strony. Pracuję nad łąką pełną kwiatów, dopełniając ją okrąglutkimi pszczołami i motylami. Siedzieliśmy z Mackiem przy biurku od jakichś czterdziestu minut, nadal deliberując nad tym jak powinien zaczynać się jego chwytający za serce list. Wyobrażam sobie, że gdzieś daleko stąd Rob zmusza własnie Tiff do tego, żeby podzieliła się z nim swoim popcornem. Pewnie już zdążyli pokłócić się o to, kto zajmuje środkowy podłokietnik na sali kinowej.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chcę, żeby wiedziała, że za nią tęsknię. </div>
<div style="text-align: left;">
- To już jakiś początek - mówię, wyrywając kartkę z moimi bezsensownymi rysunkami, by zacząć od nowej strony. - Za czym dokładnie tęsknisz?</div>
<div style="text-align: left;">
- Za wszystkim.</div>
<div style="text-align: left;">
Powstrzymuję się przed wyrażeniem swojego rozrzewnienia, bo wiem, że to momentalnie wytrąciłoby go ze skupienia i nie ruszylibyśmy już dalej. Prawa stopa ścierpła mi od ciągłego siedzenia na niej, więc wysunęłam ją spod siebie i opuściłam na ziemię, poprawiając się na krześle. Mack co chwila wstawał i siadał, jakby nie mógł zapanować nad swoim pracującym na najwyższych obrotach skupieniem, by dokończyć ten list. Szerokie okulary zsunęły się na czubek jego nosa i nie mogłam powstrzymać się od porównania go z Jamesem. Oboje zdawali się nienawidzić faktu, że muszą je nosić. James zawsze trzymał je bezpiecznie schowane w swojej torbie, wyjmując tylko wtedy, gdy były niezbędne, czyli do oglądania telewizji. To, że jego rzęsy były na tyle długie, że dotykały wewnętrznej strony okularów zawsze mnie fascynowało.</div>
<div style="text-align: left;">
Rysuję gwiazdę w rogu liniowanej kartki, wgapiając się w kulkę rozprowadzającą tusz, mając nadzieję, że pomysły zaraz nadejdą. To chyba zbyt optymistyczne podejście, bo Mack bierze swój dziennik i zaczyna kartkować strony z zaznaczonymi spotkaniami.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mack! - krzyk z zewnątrz odbija się echem po biurze.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego głowa momentalnie unosi się w górę, a rozbiegane oczy wędrują z mojej twarzy na drzwi.</div>
<div style="text-align: left;">
- To Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego głos jest niski, wystarczająco niski, żeby mnie ostrzec, ale niezbyt głośny, by osoba po drugiej stronie drewnianej płyty domyśliła się, że ma tu towarzystwo. Końcówka długopisu, którą żułam, wymyka się z moich ust i opada na podłogę. Nie mam pojęcia gdzie się poturlał bo jestem zbyt zatrwożona myślą, by jak najszybciej się ukryć.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jest wcześniej - rzucam półgłosem.</div>
<div style="text-align: left;">
Lekki dźwięk kroków na korytarzu słyszę niczym grzmoty. Serce podchodzi mi do gardła, gdy wciskam się pod biurko w małą przestrzeń między szafką na segregatory i sejfem. Czuję bród na dłoniach, a moje jeansy pewnie pokryły się już kurzem z zapomnianej podłogi. Pod żadnym względem, nie było to najlepsze miejsce do ukrycia, ale udało mi się zapewnić sobie relatywne bezpieczeństwo. Uderzam głową o blat biurka nade mną, ale tłumię przekleństwo wyrywające się z moich ust, by nie zdradzać miejsca swojego pobytu. Z ograniczonym polem widzenia, dostrzegam kolana Macka. Zbiera papiery, nad którymi pracowaliśmy i chowa je w szufladzie. Mam wrażenie, jakby mój żołądek wywrócił się na drugą stronę. Udzieliłam sobie reprymendy za całe pudełko ciastek, które pochłonęliśmy z Jamesem czwartkowego wieczoru. Ledwo oddycham i nie chcę zarejestrować tego, że drzwi do biura zostały otwarte.</div>
<div style="text-align: left;">
- Harry - wita go zdenerwowany Mack. Jego zakłopotanie jest pewnie spowodowane gapowiczem, który zadomowił się w szczelinie między meblami jego biura.</div>
<div style="text-align: left;">
Przełykam gulę formującą się w moim gardle.</div>
<div style="text-align: left;">
- Będę potrzebował moich pieniędzy - żąda szorstko Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Wciskam się głębiej w moje zaciemnione miejsce. Jest tu pewnie mnóstwo pająków, ale nie mam zamiaru tchórzyć na rzecz tych przyprawiających mnie o gęsią skórkę stworzeń. Czuję się bardziej niepewnie na myśl, że miałabym znaleźć się na widoku.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dostałeś już przecież - odpowiada Mack, pochylając się nad swoim biurkiem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie za wczoraj.</div>
<div style="text-align: left;">
Harry nadal stoi poza zasięgiem mojego wzroku. Nie wszedł głębiej do pomieszczenia co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej dziecinnie. Chowam się przed swoimi obnażonymi problemami, zamiast stawić im czoła. To był głupi pomysł. Mój zatrwożony umysł nie rozważył innych opcji, nie było na to czasu. A teraz, gdy siedzę tu wciśnięta w przestrzeń nie nadającą się dla osoby, która niedługo będzie obchodzić swoje dwudzieste urodziny, zadaję sobie pytanie <i>czy naprawdę stałoby się coś strasznego, gdyby mnie zobaczył?</i></div>
<div style="text-align: left;">
Ale przecież nie mogę teraz wyjść. Wyglądałabym jak jakaś wariatka.</div>
<div style="text-align: left;">
Przerażony jęk zduszony jest moją dłonią, kiedy znienacka przykuca przy mnie Mack. Przez kilka panicznych sekund, martwię się, że ma zamiar mnie wydać, ale nie robi tego. Nasze oczy komunikują się ze sobą, ale nie padają żadne słowa. Mack kontynuuje wprowadzanie szyfru na tarczy sejfu. </div>
<div style="text-align: left;">
Upycha banknoty w białej kopercie, podnosząc się z kolan i stopą popycha ciężkie drzwi kasy pancernej. Krótka przerwa przed kolejną falą ogarniającego mnie przerażenia.</div>
<div style="text-align: left;">
- Była tu u ciebie jakaś kobieta? - pyta Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Zasycha mi w ustach i mam wrażenie, jakbym starała się za wszelką cenę utrzymać w sobie wyrywające się serce. Zaczynam zastanawiać się nad nieprzyjemnym pomysłem, czy nie wyczuł mojego zapachu, jak łowca wyczuwa zapach swojej ofiary. Ale nie bawiliśmy się przecież w kotka i myszkę, pomijając fakt, że siedziałam upchana w dziurze, poza zasięgiem jego wzroku.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie - odpowiada, zbyt szybko, Mack.</div>
<div style="text-align: left;">
- W takim razie to należy do ciebie?</div>
<div style="text-align: left;">
Pochylam się zerkając przez szczelinę w biurku, by zobaczyć co jest tematem rozmowy. Mój balsam do ust spoczywa w palcach Harry'ego i wygląda śmiesznie mało w jego dużej dłoni. Czuję się bardziej bezbronna, wiedząc, że trzyma coś, czego używałam zaledwie dziesięć minut temu. </div>
<div style="text-align: left;">
Jest za wysoki, żebym mogła objąć wzrokiem całą jego sylwetkę. Widzę jedynie długie nogi i dolną część torsu. Jest ubrany cały na czarno, wyobrażam go sobie jak odchodzi i wraca w godzinach zmierzchu, ponownie tonąc w ciemności. </div>
<div style="text-align: left;">
- Nie wiedziałem, że to twój ulubiony kolor - żartuje Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie ma dobrze zorientowanych wytycznych co do tego jak powinnam się czuć. Żadnego planu awaryjnego, czy pocieszenia co do tego, że czuję się dziwnie komfortowo widząc jego pozagabarytowe stopy. To właśnie Harry. Ten kąśliwy ton sprawia, że wiruję pomiędzy poczuciem bezpieczeństwa i spokojem. Jest połączeniem tego, co kiedyś dobrze znałam i czegoś niepokojąco innego. Harry w obcisłych jeansach. Spięta sylwetka i zaciśnięte pięści należą do kogoś, kogo nigdy wcześniej nie znałam. </div>
<div style="text-align: left;">
- To chyba jakiejś barmanki. Były tu wcześniej po swoje wypłaty. </div>
<div style="text-align: left;">
Nawet gdybym nie znała prawdy i tak nie dałabym wiary w to co powiedział Mack. Jego gra aktorska jest straszna. Pięciolatek skłamałby lepiej.</div>
<div style="text-align: left;">
- Słuchaj, to nie moja sprawa. Nie mam zamiaru cię osądzać.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie zdradzam swojej dziewczyny - oświadcza Mack pewnym głosem.</div>
<div style="text-align: left;">
No i w to mogę uwierzyć.</div>
<div style="text-align: left;">
Pieniądze zmieniły właściciela, a ja jestem więcej niż wdzięczna za pomocną dłoń, którą zaoferował mi Mack przy wyjściu spod biurka. Harry zniknął i na mnie też już chyba przyszedł czas.</div>
<div style="text-align: left;">
- Co to miało być?</div>
<div style="text-align: left;">
Wyjęłam swoją kurtkę i torebkę z szuflady, gdzie ukrył je Mack, zanim nam przerwano. Małą pomadkę do ust dało się jeszcze jakoś wytłumaczyć, ale gdyby było to coś więcej, Harry zaraz nabrałby podejrzeń.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mówiłam ci, nie chcę żeby wiedział.</div>
<div style="text-align: left;">
- I tak by pewnie nie zwrócił na ciebie uwagi - mówi z poirytowaniem.</div>
<div style="text-align: left;">
Zmagam się z założeniem kurtki, a Mack ściska czubek swojego nosa.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie zostajesz na walkę?</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie, ale zobaczymy się niedługo.</div>
<div style="text-align: left;">
Wygląda na korytarz, sprawdzając sytuację na zewnątrz biura, po czym eskortuje mnie wyjściem ewakuacyjnym w dół holu. Noce powietrze tłumi moją rozgrzaną rumieńcem skórę, gdy idę po parkingu do miejsca, gdzie stoi mój samochód. Imię Jamesa migocze na moim wyświetlaczu, więc odbieram połączenie, zanim udam się w podróż powrotną do domu. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com279tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-1792036033670359742014-04-16T12:19:00.001-07:002014-04-16T12:19:33.633-07:00Rozdział 2.Spóźniłam się. Dzięki Bogu tylko kilka minut, więc niezauważona przez większość studentów, mogłam zająć miejsce na tyle. Dyskusja o spisie lektur obowiązkowych i dopytywanie na temat ostatecznego terminu oddania esejów wypełniły cały czas przeznaczony na te zajęcia. Zerkałam na zegar od ostatnich piętnastu minut, chcąc jak najszybciej wyrwać się z zatłoczonego pomieszczenia i uciec od tych wszystkich pytań o prace zaliczeniowe. Na samą myśl robiło mi się słabo. Ja jeszcze nawet nic nie zaczęłam, a fakt, że niektórzy pisali roboczą wersję swoich prac już po raz drugi odbijało się piętnem na moich wyrzutach sumienia i na pozostałych lekko traktujących studia uczniach.<br />
Wychodzę i prawie od razu potykam się o nogi, których właściciele uznali, że korytarz akademicki jest najwspanialszym miejscem do czekania na kolejne zajęcia. Nie powinnam jednak na nich narzekać, bo jestem pierwsza do klapnięcia przy ścianie, żeby z wściekłą pasją przeczytać artykuły, z którymi powinnam zapoznać się już kilka dni temu.<br />
Już prawie kieruję się w dół schodów prowadzących na parter, kiedy do moich uszu dociera głośny śmiech, echem odbijający się w ślepej uliczce, gdzie automaty z przekąskami zgromadziły wygłodniałych studentów. Ma na sobie tę samą, granatową czapkę z bimbałem, w której widziałam go w zeszłym tygodniu.<br />
- James.<br />
Rumieniec na jego policzkach przyprawia mnie o uśmiech, bo dobrze wiem czym jest spowodowany. Też pewnie zaspał, a tabliczka czekolady, którą dopiero w połowie rozpakował, jest chyba jego śniadaniem. Włosy w kolorze piaszczystego blondu sterczą zza oblamówki czapki, którą nosił raczej jako "modny dodatek", niż coś, czego naprawdę potrzebował biegnąc rano na zajęcia.<br />
- Jak tam poranna przebieżka? - pytam, podchodząc do niego.<br />
Mój ton jest drwiący, ale nie jestem w pozycji by móc robić sobie z niego żarty.<br />
- To był bardziej sprint. - Uśmiecha się zadziornie.<br />
- Masz teraz zajęcia?<br />
- Za kilka minut, ale Kit zajął mi już miejsce. Nie mam zamiaru znowu siedzieć w pierwszym rzędzie.<br />
Chłopak zgniata mnie w uścisku i bierze gryza swojej czekolady tuż przy moim uchu. Pomimo wątpliwości, które Tiff zasiała w mojej podświadomości, cieszę się, że go widzę. Naprawdę się cieszę. Jest trochę niemądry, w dziwny sposób, typu "nie interesuje mnie to, że sezon się już skończył, mam ochotę założyć mój bożonarodzeniowy sweter". Przy końcu jego prawej brwi widnieje mała blizna o dziwnym kształcie. Pamiątka po starciu z grawitacją. Miał siedem lat, gdy spadł z drzewa. Dowiedziałam się tego, pomagając mu podnieść rzeczy, które upuścił na podłogę w bibliotece. James nie przestawał wtedy gadać, wypełniając potencjalną niezręczną ciszę. Już chwilę potem ludzie myszkujący w książkach uciszali go poirytowani. Nie był tym, do czego byłam przyzwyczajona. Nie szły z nim w parze problemy do przepracowania, nie było żadnych trupów ukrytych w szafie i właśnie to powinno dodać mi otuchy. Nadal jednak jeszcze coś nie zaskoczyło.<br />
- Och, skoro już cię złapałem - kontynuuje James, ciągle trzymając mnie w ramionach. - Chciałabyś gdzieś wyjść w sobotę?<br />
Śmieje się, kiedy próbuję wyślizgnąć się z jego ramion, wykorzystując do tego wiedzę o miejscach, gdzie ma największe łaskotki.<br />
- Przepraszam, nie mogę. Jadę na weekend do domu. Kierownik tego sklepu muzycznego, w którym pracowałam dzwonił do mnie kilka dni temu. Powiedział, że desperacko potrzebują kogoś do pomocy.<br />
- Ty już chyba nie musisz się tym martwić - jęczy marudnie, głębiej naciągając swoją czapkę na czoło.<br />
- To przyjaciel.<br />
Jeden z kolegów Jamesa, stojący w otwartych drzwiach sali wykładowej, krzyczy, żeby się pospieszył. Wychowawcy jeszcze nie ma, ale podejrzewam że dotrze tu w ciągu dwóch minut.<br />
- Kiedy wracasz?<br />
Skończył jeść czekoladę i czułam, jak przebiegle wsuwa sreberko po niej do tylnej kieszeni moich spodni.<br />
- W niedzielę wieczorem, albo w poniedziałek rano.<br />
Wzdycha ciężko, opierając się o ścianę i marszczy usta.<br />
- O co chodzi?<br />
- Moi współlokatorzy wyjeżdżają, myślałem że będziemy mogli spędzić u mnie popołudnie.<br />
Posępny wyraz twarzy chłopaka zdradza mi jego rozczarowanie i szczerość.<br />
Cmokam go w policzek.<br />
- Wiesz, że ja nie..<br />
- Tak, wiem. Wcale nie.. - Trudno mu dobrać słowa. - Nie miałem na myśli niczego poza grami planszowymi i może odrobiną przytulania.<br />
- Jasne. - Śmieję się, lekko trącając go w ramię.<br />
Bawi go jak idę w kierunku schodów, uchylając się przed najbardziej niecierpliwymi studentami. Czuje jego obecność tuż za mną. Przeprasza każdego komu staje na drodze, za to, że idzie pod prąd.<br />
- No przysięgam. - Uśmiecha się szeroko, kiedy mnie dogania. - Ale wiesz, jeśli chcesz zagrać w rozbierane scrabble to nie będę przecież narzekał.<br />
Pstrykam jego bimbał od czapki, a on śmieje się głośno. Jego wykładowczyni mija nas na schodach, ale James jej nie zauważa. Z trudem powstrzymuję chichot, a on całą swą uwagę skupia na lekkim ciągnięciu za mój kucyk.<br />
- To twoja profesorka? - Kiwam głową w kierunku kobiety, która dotarła już prawie na szczyt schodów.<br />
- Cholera.<br />
Wystrzeliwuje jak rakieta, z prędkością światła mijając swoją nauczycielkę, o której obecności dałam mu znać. Schodzę na parter i słyszę jego krzyki nawet na samym dole.<br />
- Nie spóźniłem się! Nie jestem spóźniony!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Jest piątkowe popołudnie, a dzisiejsza poranna podróż pociągiem dała mi możliwość przejrzenia moich pozakreślanych na kolorowo notatek. Gorączkowo zebrałam wszystkie kartki do kupy, po czym wysiadłam z przedziału i takim oto sposobem znalazłam się na dworcu, czekając na przyjazd mojej mamy.<br />
Zbieram się, by ruszyć w stronę auta i zająć miejsce na fotelu pasażera, ale ona jest tak szybka, że udaje jej się zaparkować i wysiąść, zanim zbliżam się na tyle, by otworzyć sobie drzwi. Przytula mnie mocno i o wiele za długo, całuje mnie w czoło i w kółko powtarza jak bardzo za mną tęskniła. Wykręcam się z jej objęć i poganiam, by wsiadła do samochodu, zanim zawstydzające łzy znajdą swoje ujście.<br />
Teraz, gdy została całkiem sama, martwię się o nią trochę bardziej niż zazwyczaj. Jednak pomimo tego, dochodzę do wniosku, że moje wizyty w domu są przyjemniejsze. Wygospodarowujemy tych kilka dni w miesiącu, żeby wspólnie spędzić czas. Nie ma wtedy mowy o niemądrych sprzeczkach, które zdarzały się na porządku dziennym, gdy mieszkałam w domu. Miło jest spędzić cichy weekend z moją mamą, zanim znowu będę musiała wrócić do ciągłych prezentacji i nieuchronnie zbliżających się terminów końcowych.<br />
Ten weekend jednak może być nieco bardziej pracowity, niż myślałam na początku. Na sklepie jest jeszcze dwójka ludzi, poza mną. Utknęłam przy kasie wyceniając towar. Od czasu do czasu trafiał mi się tylko jakiś trudny klient. Podnoszę wzrok, odrywając się od aktualnego zajęcia, czyli naklejania cen, by dostrzec chłopaka idącego między wysepkami z asortymentem. Jest wyraźnie zajęty szukaniem czegoś w swojej torbie, którą przewiesił przez ramię.<br />
Odwracam od niego wzrok na dosłownie dwie sekundy, ale jemu w zupełności to wystarcza, by wypakować na ladę zawartość swojego worka.<br />
- Ej! Nie chcemy tego tutaj! - krzyczę w sprzeciwie za kolesiem, który dopiero co pozbył się masy ulotek, zostawiając je przy kasie.<br />
Przewracam oczami, kiedy wychodzi przez główne drzwi, mądrze unikając wszelkiego kontaktu, dzięki któremu niezbyt grzecznie mogłabym z powrotem wręczyć mu to co tu porzucił. Kilka drukowanych ogłoszeń pofrunęło na ziemię, niesione podmuchem wiatru, wdzierającym się przez otwarte drzwi sklepowe. Wzdycham pod nosem i zrezygnowana okrążam ladę, by je podnieść.<br />
Każdym innym razem, po prostu bym je wyrzuciła. Naprawdę rzadko kiedy zdarza się, żeby kiczowate ulotki przykuły moją uwagę. Tym jednak się udało. Podnoszę się z kolan i odkładam marnej jakości papier na resztę kupki. Biało-czarny tusz jest tańszy w masowej produkcji, więc przypuszczam, że właśnie z tego powodu zrezygnowano z kolorowego tła, na którym widnieje dwójka zawodników. Każdy z nich zastygł w poszczególnej pozie, pierwszy z nich wymierzał prawy sierpowy w twarz drugiego. Po lewej stronie mieści się schludna kolumna przedstawiająca nazwiska, po dwa w rzędzie z "vs" wciśniętym między nimi.<br />
Moje ręce zaczynają pokrywać się potem, kiedy wzrok dociera do przedostatniego rzędu nazwisk.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
<b>"Styles vs Simmons"</b></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Sprawdzam drugi raz, a litery wypalają się w moim mózgu, gdy czytam je ponownie. Moje ciało przełącza się na autopilota, kiedy biegiem ruszam w stronę drzwi. Chłopak jest gotowy, by przerzucić nogę przez grzbiet motoru w momencie, gdy do niego wołam.</div>
<div style="text-align: left;">
- Czekaj!</div>
<div style="text-align: left;">
Z głośno bijącym sercem zatrzymuje się przed chłopakiem, który podstępnie zostawił kopie ulotek na ladzie sklepu. Bezwiednie miętoszę w dłoni jedną z nich. Nie jest zbyt wysoki, jego zaniedbane włosy przytrzymuje frotka, a na linii szczęki majaczy szorstko wyglądająca broda. </div>
<div style="text-align: left;">
- Słuchaj, możesz je wywalić jak chcesz. To.. - zaczyna, ale urywa w połowie, gdy widzi jak kręcę głową. </div>
<div style="text-align: left;">
- To Harry?</div>
<div style="text-align: left;">
Kawałek papiery wędruje między nas, a mężczyzna mruży oczy, jakby miał nie lada problem z przeczytaniem wytłuszczonych liter. Kiedy wszystkim co otrzymuje jest zmarszczenie przez niego czoła, palcem wskazuję na najbardziej interesujący mnie fragment tekstu. Odbiera ode mnie ulotkę, posyłając mi jeszcze jedno szybkie spojrzenie.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jak on ma na imię? Harry? - powtarzam pytanie, bardziej zachęcającym tonem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Słuchaj, Kochanie. Nie znam ich imion, ja tylko reklamuję..</div>
<div style="text-align: left;">
- Walczy dzisiaj? - przerywam mu niegrzecznie, po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich chwil.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie. - Kręci głową z protekcjonalnym uśmieszkiem na ustach. - Czemu się tak interesujesz?</div>
<div style="text-align: left;">
Nie będę wdawała się z nim w żadne gierki. Nie dam mu tej satysfakcji. Sposób, w jaki teraz pochyla się przy boku swojego motoru daje mi jasno do zrozumienia, że liczy na moją całkowitą atencję i to, że jestem gotowa zrobić wszystko, by uzyskać od niego jakiekolwiek informacje.</div>
<div style="text-align: left;">
Nie jestem głupia. Powtarzam to w swojej głowie odwracając się na pięcie, by wrócić do sklepu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jutro będzie walczył - woła. - Powinnaś sama wpaść i zobaczyć, czy to ten Styles, którego szukasz. Postawię ci nawet drinka - kończy puszczając mi oczko.</div>
<div style="text-align: left;">
- Dzięki, ale drinka z łatwością mogę kupić sobie sama.</div>
<div style="text-align: left;">
Obserwuję w rozbawieniu, jak dramatycznym gestem przykłada dłonie do klatki piersiowej. </div>
<div style="text-align: left;">
- Ale mi dowaliłaś, Piękna. </div>
<div style="text-align: left;">
Niechciane zdrobnienie prostuje moją sylwetkę i utwardza powierzchnię ochronną. Odwracam się bez słowa i idę w stronę sklepu. </div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
- Mamo, wychodzę - informuję ją, sięgając na wieszak po moje okrycie.<br />
Siedziała na sofie razem ze swoją koleżanką z pracy. Magicznym sposobem na stoliku pojawiła się kolejna butelka wina, do połowy już opróżniona. Szmirowata komedia romantyczna majaczy w odbiorniku telewizyjnym, a one gadają jak najęte, poruszając głównie temat nowego doktora, który miał dyżur poprzedniego popołudnia.<br />
- Gdzie idziesz?<br />
Uśmiecha się, a jej policzki czerwienieją od wypitego alkoholu. Widzę, że jest bardzo zadowolona zapowiadającym się wieczorem. Bardzo prawdopodobne jest również to, że czekoladki ukryte w kuchni zostaną wyciągnięte w momencie, gdy tylko wyjdę. Moja mama pewnie wpakuje puste papierki z powrotem do opakowania, zamiast po prostu wyrzucić je do kosza. Jestem też prawie pewna, że potem wyprze się tego krępującego zachowania.<br />
- Idę obejrzeć mecz.<br />
Płaszcz znajduje się już na moich ramionach, gdy sięgam po kluczyki od samochodu na stolik przy drzwiach. Odgarniam grzywkę z czoła i namierzam warkocz, który dopiero co zaplotłam, by odrzucić go za ramię.<br />
- Mecz piłki nożnej?<br />
Spieszę do drzwi, unikając odpowiedzi na jej pytanie. Wymiguje się tym, że jestem spóźniona i pospiesznie się z nimi żegnam, wypadając przez drzwi wejściowe sekundy później.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
Po raz kolejny zerkam niespokojnie na pogniecioną ulotkę, mocniej mnąc papier. Noc zastała mnie w drodze, niedługo po tym jak wyszłam z domu. Miejsce docelowe znajdowało się dalej niż przypuszczałam, podróż zajęła mi dobre czterdzieści minut. Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy, sięgając po moje rzeczy, by wyjść z samochodu i przejść na chodnik po przeciwnej stronie. </div>
<div style="text-align: left;">
To niespokojna okolica, gdzie syreny policyjne zapętlają się w oddali. Budynek z zewnątrz wygląda bezpretensjonalnie. Wszystko mieści się na parterze. Neonowe bilbordy migają przytwierdzone do przedniej ściany, reklamując darmowy basen. Nie jest to miejsce, które odwiedzałabym regularnie sama, lub ze znajomymi. Towarzystwo kręcące się koło trzech motocykli, wyglądało jakby mogli pożreć mnie żywcem. Jestem zdana tylko na siebie, wpływając w tę głębinę.</div>
<div style="text-align: left;">
Pomimo to udaje mi się dzielnie przemierzyć drogę prosto do rosłego ochroniarza stojącego przed wejściem. Ludzie stojący w kolejce, by zapłacić za wstęp, otwarcie ze mnie drwią. Kolejce, którą zignorowałam, co nie było chyba najlepszym pomysłem. </div>
<div style="text-align: left;">
- Przepraszam...</div>
<div style="text-align: left;">
Moje dobre wychowanie w ogóle nie przykuwa jego uwagi, kiedy stempluje dłoń kolejnej kobiety. Prostuję sylwetkę, mając nadzieję, że gdy będę wyższa, dostrzeże moją nieustępliwość.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jesteś pewna, że się nie zgubiłaś, Słoneczko?</div>
<div style="text-align: left;">
Przelotnie skanuję ludzi w kolejce i zdaję sobie sprawę, jak bardzo różnię się od pozostałych i jak bardzo nie pasuję do tego miejsca. Planowałam tylko zapytać go o "Stylesa" widniejącego na liście nazwisk, którą nadal mam w swoim posiadaniu, ale jasnym staje się, że muszę podejść go z innej strony.</div>
<div style="text-align: left;">
- To legalne?</div>
<div style="text-align: left;">
Moje pytanie z całą pewnością przykuwa jego uwagę. Jego zatrudnienie i przyszłość całej tej instytucji może znaleźć się w niebezpieczeństwie. Nie mam żadnego celu w informowaniu o wszystkim policji, ale on nie będzie ryzykował. Muszę powstrzymywać uśmiech, gdy odwraca się i cicho konwersuje z jakimś facetem, stojącym po drugiej stronie drzwi, zatrzymując kolejkę. W końcu, dość niegrzecznym, gestem wskazuje mi drogę.</div>
<div style="text-align: left;">
- Wchodź - instruuje zwięźle.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie muszę najpierw zapłacić? - pytam słodkim głosem.</div>
<div style="text-align: left;">
- Nie - niemal warczy. - Mack zaprowadzi cię do środka.</div>
<div style="text-align: left;">
Posyłam mu wesołe "dziękuję", na które tylko fuka pod nosem i robi mi przejście. Wita mnie chłopak w podartych jeansach i koszuli w kratę. Uśmiecha się nieprzekonująco, a jego zdenerwowanie robi się coraz bardziej widoczne.</div>
<div style="text-align: left;">
- Mam wszystkie papiery - mówi, idąc przy moim boku. - Ten biznes jest całkowicie czysty.</div>
<div style="text-align: left;">
- Jasne. - Uśmiecham się.</div>
<div style="text-align: left;">
- To znaczy, jest kilka zakładów postawionych na walki, ale my nie mamy z tym nic wspólnego. </div>
<div style="text-align: left;">
Nie mam wątpliwości, że to, czym się tu zajmują jest podejrzane i raczej woleliby, żeby policja nie zaczęła węszyć. Zaryzykowali reklamując to miejsce, ale wnioskując po długiej kolejce na zewnątrz, jest to ryzyko, które im się opłaciło.</div>
<div style="text-align: left;">
- Chcesz drinka? Na koszt firmy. Mogę zorganizować ci dobre miejsce do oglądania, zaraz na samym przodzie - oferuje, kiwając głową w zachęcie.</div>
<div style="text-align: left;">
Odmówiłam i podziękowałam Mackowi za drinka i z trudem przekonałam go, że krzesełko barowe na tyle w zupełności mi wystarczy. Wyhamował trochę w zapędach wyniesienia mnie na piedestał, zdając sobie sprawę, że wcale nie miałam zamiaru czerpać żadnych dodatkowych korzyści z jego obecności. </div>
<div style="text-align: left;">
- Chcę tylko posiedzieć tu przez walkę, albo dwie - poprosiłam, a on momentalnie na to przystał, mając nadzieję, że będę trzymać buzię na kłódkę o niekoniecznie legalnym interesie klubu.</div>
<div style="text-align: left;">
Mack siada na stołku obok mnie, a atmosfera robi się coraz bardziej napięta, gdy w środku zaczyna gromadzić się więcej ludzi. Po środku olbrzymiego pomieszczenia widnieje prowizoryczny ring. Znajduje się na niewysokim podwyższeniu i jest otoczony linami. Wydaje mi się nieco amatorski, bazując na tych ringach, które miałam okazję oglądać w przeszłości. Tego miejsca w ogóle nie można było porównywać porządnymi halami na których odbywają się mecze bokserskie, ale jestem prawie pewna, że ludzie nie przychodzili tu z powodu wygórowanych oczekiwań co do rozrywki. Większość z nich mało co to interesuje, wnioskując po ilości spożywanego przez nich alkoholu.</div>
<div style="text-align: left;">
Oświetlenie sprawia, że to miejsce wygląda na jeszcze bardziej brudne. Rogi pomieszczenia są mroczne, z uwagi na spalone żarówki, których ktoś zapomniał wymienić. Przekręcam się, siedząc na krześle, by przewiesić swój płaszcz na oparciu stołka. Kiedy zajmuję swoją poprzednią pozycję, Mack pochyla się w moją stronę i uśmiecha się podekscytowany.</div>
<div style="text-align: left;">
- Zaraz zacznie się następna walka - mówi ponad panującym hałasem.</div>
<div style="text-align: left;">
Jego kolejne słowa zostają zagłuszone żwawym wiwatem. To chyba nie ma już znaczenia, bo Mack zeskakuje z krzesełka i skacze w miejscu, wymachując przy tym ręką. Nie mogę powstrzymać śmiechu, patrząc na niego. Orientuję się o co ten cały szum, dopiero kiedy wyciągam szyję, by zerknąć ponad głowami zgromadzonych. Harry tu jest. Cóż, przynajmniej tak mi się wydaje. Czuję niemal wstyd spowodowany faktem, że nie ma on pojęcia o mojej obecności. Wtrącam się w jego życie, zerkam za zasłonę i mieszam się w coś, czego z pewnością nie mam prawa być już częścią. Nie powinno mnie tu być.</div>
<div style="text-align: left;">
Wewnętrzne wywody, dyktują moje ruchy, gdy zbieram swoje rzeczy, by wymknąć się niepostrzeżenie. Czuję wszystko w sercu, ustach i palcach, trzymających już płaszcz i torebkę, kiedy otwierają się tylne drzwi przy barze. Stanięcie na palcach jest łatwe i niemal automatyczne. Mój umysł mierzy się z burzą sprzecznych myśli, ale wygląda na to, że moje ciało samo wie, czego chce. Rozczarowanie wypełnia moje wnętrze, gdy przez drzwi jako pierwszy przechodzi nieznajomy mężczyzna.</div>
<div style="text-align: left;">
Zmieniam zdanie co do szybkiej ucieczki, obserwując jak ekscytacja oblewa całą salę, nakręcając zawodnika, nisko podskakującego w sprężynowym truchcie. Jest klepany po plecach przez wygłodniałych gapiów, zbliżając się do rozklekotanego ringu, by zostać przestawionym tak jak należy. Simmons.</div>
<div style="text-align: left;">
Zatacza kręgi swoimi szerokimi ramionami, napinając zdefiniowane mięśnie na plecach. Ubrany jest jedynie w spodenki, ma bose stopy i uśmiecha się szeroko. Jest podręcznikowym przykładem niecierpliwego młodzieniaszka. Zakłady ciągle napływają, aż wreszcie spiker domaga się ciszy, mówiąc do mikrofonu.</div>
<div style="text-align: left;">
- Przywitajcie owacjami naszego panującego, niepokonanego zwycięzcę... Stylesa!</div>
<div style="text-align: left;">
Łapię oddech, mając nadzieję, że moja postawa nie zdekompletuje się, zanim w ogóle będę miała szansę potwierdzić tożsamość "niepokonanego zwycięzcy". Mijają kolejne sekundy, a ja próbuję przekonać samą siebie, że to wcale nie musi być on. Nie dopowiadaj sobie, nie naciskaj.</div>
<div style="text-align: left;">
Krew pulsuje mi w oczekiwaniu, nie odrywam wzroku od tylnych drzwi.</div>
<div style="text-align: left;">
Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
To on. Krzesełko hamuje mój upadek, gdy siadam na nim gwałtownie, martwiąc się, żebym nie została zauważona, ale on nie zmienił toru swojej drogi, przechodząc przez tłum, więc stwierdzam, że bezpiecznie mogę zerknąć jeszcze raz ponad głowami ludzi zgromadzonych na przodzie. Rozchylił liny i wszedł na ring. Nie jestem zdziwiona, widząc, że ryk podekscytowanej publiki nie robi na nim najmniejszego wrażenia, odwrotnie do zachowania jego przeciwnika, który skąpał się w aplauzie. Zamiast tego, Harry uśmiecha się pewny siebie. Jego wyraz twarzy jest widoczny nawet mimo kwestionowanego oświetlenia i dystansu.</div>
<div style="text-align: left;">
Mack nadal szaleje obok mnie, a ja jasno widzę jak niektóre kobiety zawieszają oko na Harrym, kiedy zdejmuje kaptur ze swojej głowy i rozsuwa czarną bluzę. Materiał zsuwa się z jego szerokich ramion wzdłuż rąk. Nie interesuje mnie to, gdzie postanowił odrzucić swoją odzież, bo coś innego, o wiele ważniejszego każe moim oczom podwoić swoje rozmiary.</div>
<div style="text-align: left;">
Przygotowywałam się na to, by go zobaczyć. Ta myśl spędzała mi sen z powiek w ciągu całej zeszłej nocy. Jednak nie byłam kompletnie przygotowana na widok surowego, czarnego tuszu tatuaży, okalających całą długość jego lewej ręki. Przełykam swoje niedowierzanie i zjeżdżam wzrokiem na kameralny napis na jego zdefiniowanym biodrze. Jestem zbyt daleko, by zdefiniować poszczególne tatuaże, wszystkie zlewają się w jedną, zbitą kombinację. Nie wygląda już jak mój Harry.</div>
<div style="text-align: left;">
Moja analiza zostaje przerwana, gdy początek walki jest oznajmiany głośnym odliczaniem, a przeciwnik startuje w stronę Harry'ego. Byłam już wcześniej na tej pozycji, zamartwiając się i obserwując jak dwoje mężczyzn walczy o zwycięstwo. Krzyk tłumu cichnie, kiedy Harry blokuje uderzenie pięści, odpowiadając wymierzeniem ciosu przy pomocy swojej własnej.</div>
<div style="text-align: left;">
Marszczę czoło, a konsternacja przesłania moje rysy, gdy absorbuję ruchy zamglonych rąk. Nie mają rękawic. Szybko dochodzę do wniosku, że to całe show nie ma nic wspólnego z restrykcyjnym boksem, gdy kolano Harry'ego wystrzeliwuje w górę, by zderzyć się z żebrami napastnika. Jedynym wspornikiem są czarne taśmy oplatające jego knykcie.</div>
<div style="text-align: left;">
- To nie jest boks! - krzyczę na Macka.</div>
<div style="text-align: left;">
Bicie mojego serca zdaje się synchronizować z pięściami Harry'ego, zadającymi kolejne ciosy. </div>
<div style="text-align: left;">
- To brudna walka. Nie ma żadnych reguł. Wszystko dla lepszej rozrywki.</div>
<div style="text-align: left;">
Przechwala się w euforii, gestykulując w stronę widowni kibicującej zawodnikowi, na którego postawiła swoje zakłady. Wiem, że Harry jest przyzwyczajony do walki bez rękawic. Jest bez nich niezwykle niebezpieczny, jeśli nawet nie bardziej. Ta wiedza jednak nie zapobiega grymasowi na mojej twarzy, kiedy przyjmuje ostrego kopniaka w swoje prawe biodro. </div>
<div style="text-align: left;">
- Kibicujesz Stylesowi? Nie martw się. Wie, że musi to trochę przeciągnąć - zapewnia Mack, przytakując głową. - Rozrywka. Może nawet wyciągnie z tego jakąś dodatkową kasę.<br />
Śmieje się, kiedy nasza uwaga ponownie zostaje skupiona na uniknięciu przez Harry'ego lewego sierpowego. Jest równie szybki i dobrze zaznajomiony z tą scenerią, jak wtedy, gdy miałam szansę obserwować go przy boksowaniu. Za każdym jego ruchem stoi siła i zaciekłość, co sprawia, że wygląda niemal zwierzęco. To wciąż Harry, ale z dodatkową nutą brawury.<br />
Jego przeciwnik zyskuję chwilę spokoju, sapiąc ciężko, gdy Harry przemieszcza się szybkim krokiem w bok ringu. Przez wypełnioną przerażeniem sekundę martwię się, że mnie zobaczył, strach oblewa wszystkie moje komórki, gdy przedziera się przez liny i schodzi do pierwszego rzędu obserwujących wszystko ludzi. Obecność Macka rozmywa się momentalnie, aż do chwili gdy dostrzegam go, desperacko próbującego dotrzeć do Harry'ego i, jak mi się wydaje, mężczyzny, który wykrzykiwał jakieś nieuprzejme hasła w stronę walczącego. Cokolwiek to było, nie powtórzy swoich słów teraz, gdy Harry stoi nad nim gromiąc go złowieszczym spojrzeniem.<br />
- Powiedz to jeszcze raz i zobaczysz co się stanie! - prowokuje groźnym warknięciem.<br />
Tłum robi się coraz bardziej niespokojny przez tę niechcianą przerwę. Niecierpliwią się, by znów móc oglądać walkę, ale nikt nie jest na tyle odważny, żeby popchnąć Harry'ego w stronę ringu. Mocuję się z krzesełkiem, żeby mieć lepszy widok, czując jak pot zdenerwowania skrapla się na moim czole. To nie moja sprawa, wiem. Nie mam zamiaru interweniować. Kufel piwa, który facet jeszcze chwilę temu trzymał w dłoni, z hukiem roztrzaskuje się na ziemi, opryskując zawartością blisko stojących ludzi.<br />
- Styles, odpuść.<br />
Ignoruje ostrzeżenie Macka, wciskając mężczyznę głębiej w kąt. Nie ma między nimi żadnego fizycznego kontaktu, jedynie mentalne zastraszanie.<br />
- Masz zamknąć, kurwa, ryj - warczy Harry.<br />
Tchórzostwo przejmuje władzę nad niezdolnym do obrony facetem, który nie może już nawet mierzyć się ze wzrokiem Harry'ego.<br />
- Nie ruszaj klientów, Styles. To odbija się na biznesie.<br />
Bosy zawodnik odsuwa się o kilka centymetrów, a Mack korzystając z sytuacji wsuwa się przed chłopaka, kładąc dłonie na jego ramionach. Lekko, ale zdecydowanie popycha go w tył, by zwiększyć dystans między nim, a przerażonym mężczyzną, dzięki czemu czuję niemałą ulgę. Ogromne pomieszczenie przechodzi z głośnego dopingu po kompletną ciszę.<br />
- Odwróć się i dokończ walkę.<br />
Harry kłótliwie strąca ze swojego ciała ręce Macka. Nie jestem wystarczająco blisko, by zobaczyć jego twarz, ale ludzie, bardziej niż chętnie, schodzą mu z drogi, by mógł wrócić na ring, więc podejrzewam, że wyraża ona coś więcej, niż tylko grymas niezadowolenia.<br />
Wraca za liny, a ja w zakrywam dłonią usta, tłumiąc mój straszliwy oddech wypełniony współczuciem dla drugiego młodego zawodnika. Trzyma się za brzuch, obserwując z przerażeniem wyzutego z emocji, zbliżającego się do niego Harry'ego. Cała hala jest w stanie przewidzieć to, co zaraz się stanie. Wraz z odrażającym dźwiękiem pięści Harry'ego odbijającej się od twarzy biednego chłopaka wiem, że nie jest już tym samym Harry'm, którego znałam kiedyś.<br />
- NOKAUT!<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
________________________________________________________</div>
<div style="text-align: center;">
JESTEM TAK STRASZNIE ROZEMOCJONOWANA TYM ROZDZIALEM ŻE W OGOLE JHGFCUIJHCFJHGHUVGJUBGHUBJIUHJ!!!!!!!!!!!!</div>
<div style="text-align: center;">
??????</div>
<div style="text-align: center;">
!!!!!!!!!!!!!!!!!</div>
<div style="text-align: center;">
!</div>
<div style="text-align: center;">
Och... I nie wiem jak Wy, ale ja polubiłam Jamesa xD fajny jest, sympatyczny. Of korz nigdy nie będzie Harrym, ale jak widać jest dość fajnym bohaterem i na bank nie chce tylko dobrać się do majtek Bołersa, więc dla mnie luz :D jasne, że Bo ma być z Harrym, ale James jest fajny i już :P </div>
<div style="text-align: center;">
HARRY JEST KURWA JAK ZAWODOWY MORDERCA W RINGU I JA PIERDOLE NIGDY NIE BYŁAM BARDZIEJ PODNIECONA XD</div>
<div style="text-align: center;">
Chociaż zabiły coś we mnie słowa Bo. Dokładnie dwa cytaty: "Nie wyglądał już jak mój Harry." i "...nie jest już tym samym Harry'm, którego znałam kiedyś."</div>
<div style="text-align: center;">
AND I'M HERE LIKE</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://media.tumblr.com/67397ad4f24d29d42ef377d2a4828296/tumblr_inline_mjkh6kry0f1qz4rgp.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="http://media.tumblr.com/67397ad4f24d29d42ef377d2a4828296/tumblr_inline_mjkh6kry0f1qz4rgp.gif" height="303" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
OMFG SOŁ EKSAJTED AJ EM. Dziękuję za wszystkie komentarze z góry i piszcie swoje przemyślenia na tt (jeśli macie ochotę oczywiście xD) z hashtagiem #knockout ! :) </div>
<div style="text-align: center;">
AAAAA, no i jak widzicie, zrezygnowałam jednak z akapitów, bo czytając komentarze pod ostatnim większość jednak wolała ich poprzednią wersję. </div>
<div style="text-align: center;">
Prostując jeszcze jedną sprawę! Nie mam zamiaru zmienić czasu w opowiadaniu. Autorka widocznie celowo zaplanowała sobie prowadzić akcję w tej części w TYM czasie, a ja nie chcę zmieniać jej koncepcji. Przykro mi, kiedy piszecie, że przestaniecie czytać bo niewygodnie, bo mechanicznie (z tym się akurat trochę zgadzam), ale naprawdę można się do tego przyzwyczaić. Nie mam jednak zamiaru tutaj nikogo siłą zatrzymywać, ani nakłaniać do dalszego czytania. To Wasz wybór i mi nic do tego, dlatego plz nie proście mnie, żebym tłumaczyła w czasie przeszłym, kiedy opowiadanie jest pisane w teraźniejszym, bo to nic nie da. Tym bardziej "zastraszanie", że przestaniecie czytać, no bo lolz xD</div>
<div style="text-align: center;">
I jeszcze jedno, gdzieniegdzie występują zwroty w czasie przeszłym, ale możecie mi zaufać, że nie jest to moje widzimisię tylko tak zostało to napisane w oryginale. Możecie to łatwo sprawdzić :) </div>
<div style="text-align: center;">
Dzięki za uwagę i do zobaczenia przy kolejnym, bejbsy! <3 </div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
</div>
Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com275tag:blogger.com,1999:blog-6592856327180835207.post-9204063401825450412014-03-31T11:49:00.001-07:002014-03-31T11:49:10.176-07:00Rozdział 1.<div style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Bo, musisz już wstawać!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Nieustępliwe pukanie do
drzwi, uniemożliwia mi wrócenie do przyjemnych objęć morfeusza. Głębiej wkopuję
się w pościel z oczami nadal mocno zaciśniętymi. Na ślepo próbuję wymacać jakąś
poduszkę, którą mogłabym zakryć uszy. Przekręcam się na lewy bok, a moje palce
u stóp dotykają drugiego końca łóżka. Leżałam w połowie materaca i było mi
bardzo wygodnie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Bo!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<b><i><span style="font-family: Arial, sans-serif;">Było</span></i></b><span class="apple-converted-space"><span style="font-family: Arial, sans-serif;"> </span></span><span style="font-family: Arial, sans-serif;">mi wygodnie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Jeszcze pięć minut, mamo
- jęczę zaspana.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Zachłanne dłonie zaczynają
ściągać ze mnie kołdrę, a ja po krótkim oporze przegrywam nierówną walkę.
Zwycięzca stoi przy moim łóżku, ciasno trzymając pościel przy swojej klatce
piersiowej, tylko po to, by sekundy później unieść ją w górę, uniemożliwiając mi
ponowne sięgnięcie po przykrycie. Moje oczy dopiero przygotowywały się do
jasności panującej w pokoju, gdy podeszła do okna i zamaszyście rozchyliła
zasłony nad moim zagraconym biurkiem. Z impetem odwracam się tyłem do źródła
przenikliwego światła i z powrotem zwijam się w kulkę.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Nie jestem twoją matką!
I jeśli natychmiast nie wstaniesz to się spóźnisz. ZNOWU!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Brwi Tiff są uniesione,
kiedy stoi nade mną niecierpliwie tupiąc nogą i mierząc mnie wyczekującym
spojrzeniem.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Która godzina? - mruczę.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Mam suche gardło i czuję
się, jakbym dopiero co skończyła wędrówkę po pustyni. Powinnam była pewnie
przykręcić na noc ogrzewanie, ale kiedy pogoda jest złośliwa, tak jak teraz, po
prostu uwielbiam opatulić się ciepłem do granic możliwości.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Za piętnaście dziesiąta.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Moje oczy przez ułamki
sekund pozostają jeszcze zamknięte, ale gdy tylko informacja dociera do moich
zwojów mózgowych cała sztywnieję.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Kurwa!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">W pośpiechu zrywam się ze
swojej pozycji prenatalnej i prawie ląduje twarzą na ziemi, starając się jak
najszybciej opuścić moje łóżko. Jakaś para butów pałęta się pod moimi stopami,
przez co prawie się wywracam, próbując zebrać wszystkie rzeczy, które potrzebne
mi będą w łazience; szczoteczka do zębów, szczotka do włosów, dezodorant,
frotka.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Tiff stoi w bezruchu,
kiedy biegałam wokół niej jak w gorączce. Wie, że jeśli drgnie stanie się moim
ruchomym celem, na który z pewnością bym wpadła. Lepiej dla niej, jeśli nie
będzie się ruszać.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Kiedy dociera do mnie
zapach zwęglonych tostów zdaję sobie sprawę, że kuchnia jest zajęta. Nawet ta
niezbyt przyjemna woń sprawia, że burczy mi w brzuchu. Jednak nie mam czasu na
jedzenie. Potykam się o swoje własne stopy i za długie nogawki spodni od
pidżamy, spiesząc w dół korytarza. Czuję jak szansę na pojawienie się na
porannym seminarium o czasie maleją, kiedy drzwi do łazienki zatrzaskują się
tuż przed moim nosem.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Nieee!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Mam ochotę osunąć się po
ścianie w geście poniesionej porażki. Sekundy mijają nieubłaganie, a ja nadal
nie poruszam się na przód by znów nie zawieźć wykładowcy moim ciągłym
spóźnianiem się na zajęcia.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Rob, wyłaź z łazienki.
Zaraz się spóźnię! - Zaciśniętą w pięść dłonią walę w drzwi.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Wiem, że to on, bo słyszę
jak nuci pod nosem piosenkę Milesa Kane'a. Jego pokój znajduje się zaraz obok
mojego w naszym mieszkaniu uniwersyteckim, więc prawie każdego popołudnia raczy
mnie swoją interpretacją "Arabelli", do momentu, aż Tiff szturmem
przemierza korytarz, by niezbyt grzecznie, powiedzieć Robowi, żeby się zamknął.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Może powinnaś była wstać
wcześniej? - sugeruje, próbując przekrzyczeć wodę lejącą się z prysznica.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Mam ochotę go udusić.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Dziękuję za twoją
odkrywczą opinię, a teraz wyłaź!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Jako współlokator jest
beznadziejny. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby wynosił śmieci i prawie zawsze
zostawia za sobą ścieżkę okruchów od samej kuchni do swojego pokoju. Dziwię
się, że jeszcze nie zalęgły mu się myszy. Chociaż i tak pewnie nie zauważył by
ich istnienia, wnioskując po tym, że chyba jeszcze nigdy nie widział swojego
dywanu bo zalega na nim ogromna sterta brudnych ciuchów.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- No weź, Rob. Nie mogę
iść na kolejne zajęcia bez prysznica! Ludzie już zaczynają siadać po kilka
miejsc ode mnie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Tiff nadal stała w
drzwiach mojego pokoju, podśmiewając się z sytuacji rozgrywającej się na jej
oczach. Na moment znika w mojej sypialni, by chwilę później znowu pojawić się
na korytarzu. Tym razem już bez pościeli, którą tak zawzięcie ściągała ze mnie
kilka minut temu. Pochodzi do mnie i łapie mnie za nadgarstek, by pociągnąć
mnie w tylko sobie znanym kierunku.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Chodź - gestykuluje.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Jej pokój jest
nieskazitelny, wszystko schludnie poukładane i zorganizowane. Foldery i książki
równo zapełniają jej półki. Na tablicy korkowej przypięła rozkład zajęć i
innych wydarzeń towarzyskich, a wszystko to ozdobiła kilkoma kolorowymi
łańcuszkami. Dokładnie sporządzona lista "rzeczy do zrobienia" z
przerażająco dużą ilością odhaczonych czynności jest przyklejona równiutko
niebieską taśmą nad jej biurkiem. Mogę mieć jedynie nadzieję na to, że gdy
zaliczę pierwszy rok studiów, pozyskam umiejętność systematycznego zajmowania
się swoimi obowiązkami i zdołam nauczyć się tolerancji wobec fluorescencyjnych
zakreślaczy zdobiących wszędobylskie notatki. Może przynajmniej wtedy będę
miała jako takie rozeznanie w ostatecznych terminach nieuchronnie zbliżających
się zaliczeń.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Na posłanym łóżku Tiff
leży poduszka klubu piłkarskiego Chelsea, przez którą zawsze docina jej Rob.
Nigdy tak naprawdę nie doceniałam piłki nożnej jako sportu, ale zażyłość między
kibicami to coś, czego doświadczyłam wiele razy w pokoju telewizyjnym naszego
bloku.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Otwórz - instruuje Tiff.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Kawałek gumy do żucia
ląduje w moich ustach, a ja posłusznie przeżuwam ją kilka razy, zanim moja
współlokatorka skrupulatnie rewiduje mój oddech. Marszczy nos, po czym wtyka
kolejną gumę między moje wargi.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Hej - wydymam usta.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Ignoruje mnie, zajmując
się wykonaniem kolejnych zadań dotyczących higieny osobistej, które będą na
tyle satysfakcjonujące bym mogła spędzić trochę czasu między ludźmi. Nawet nie
chodzi o to, że ktoś zwracał uwagę na tego typu rzeczy. Większość chłopaków i
tak wyglądała, jakby dopiero co zwlekli się łóżek. Nie było różnicy czy to
rano, czy popołudnie. Ich włosy zawsze wyglądały tak samo.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Podnieś ręce.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Mam na sobie koszulkę, a
pod nią sportowy stanik. Moje pachy potraktowane są pokaźną dawką dezodorantu,
po czym dziewczyna wciąga na mnie bordowy, dzianinowy sweter. Kiedy moje
ręce znajdują się już w rękawach, jestem instruowana, by ograniczyć marudzenie
do minimum, czując jak Tiff zaczyna czesać moje włosy. Zawieszam wzrok na zdjęciach
przymocowanych do ściany nad jej łóżkiem, żeby odwrócić swoją uwagę od
bolesnego rozczesywania splątanych włosów. Fotografie przedstawiają okres,
kiedy Tiff zrobiła sobie roczną przerwę przed pójściem na studia. Było co
podziwiać. Jest dwa lata starsza niż większość pierwszorocznych i mimo, że ja
jestem zaledwie rok starsza od Roba, wzięłyśmy na siebie niewdzięczną
odpowiedzialność matkowania mu. Bóg mi świadkiem, jak bardzo jest mu to
potrzebne.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Tiff obiecała, że kiedy
skończymy studia wybierzemy się razem w podróż. Zawsze będą jeszcze jakieś
miejsca, które będzie chciała odwiedzić, a ja chcę jej towarzyszyć. To taka
motywacja, żebym spięła dupę i wzięła się w garść. Patrzenie na te wszystkie
zdjęcia, które kiedyś wycięłam z magazynów podróżniczych dostarcza mi
inspiracji do napisania jeszcze jednego paragrafu eseju, zanim opadnę bez sił
na swoje studenckie łóżko.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Żartowała o prawdopodobnym
rozmiarze mojej walizki i ilości niezbędnych, według mnie, przedmiotów, których
potrzebowałabym w zagranicznej podróży. Kiedy wskazywałam ręką na pokaźną
stertę książek powieściowych tylko kręciła głową i uśmiechała się pobłażliwie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<i><span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Nie musisz zabierać tych
swoich książek. Będziemy miały tam swoje własne przygody. </span></i><span style="font-family: Arial, sans-serif;"><o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Natarcie na moje
skołtunione włosy nieco zmalało, a gdy spojrzałam w lustro zauważyłam, że Tiff
zebrała je w kucyk na czubku głowy.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Wydaje ci się, że tak
jest dobrze? - pytam niepewnie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Powinnam była wiedzieć, że
gdy tylko wspomnę o chęci zmienienia fryzury, Tiff od razu będzie cała w
skowronkach. Wystarczyło tylko na nią zerknąć. Ma dredy ujarzmiane chustką na
głowę, a jej nos zdobi delikatny kolczyk. Lubiłam porównywać ją do perskiej
księżniczki. Jest w połowie Iranką z ciemnymi rysami i ładnymi, brązowymi
oczami.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Wyglądasz zabójczo -
uśmiecha się szeroko.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Moje włosy mają teraz
kolor ciemnego blondu. Nie miałam odwagi, żeby przefarbować się całkiem na
platynowy. Moja mama dostałaby chyba zawału, gdybym na ten weekend wróciła do
domu z krótszymi włosami w odcieniu oślepiającego blondu.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Jamesowi się spodoba -
dodaje zachęcająco.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Nie zrobiłam tego dla
niego.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Odpowiedź jest
natychmiastowa i automatyczna, zaprogramowałam się by wszystko robić tylko i
wyłącznie dla siebie samej. Dla nikogo innego. A już na pewno nie dla kogoś
płci przeciwnej. To w co się ubieram, jak czeszę swoje włosy, jaki kolor
lakieru do paznokci wybieram; to wszystko dla mnie i mojej przyjemności.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Wiem - uśmiecha się.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Tiff to rozumie. Z tego co
udało mi się wywnioskować, nigdy nie była tą, która do wszystkiego się
dostosowywała, a jej niekonwencjonalny styl zaczynał mieć na mnie coraz większy
wpływ.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Opowiesz mi kiedyś o
nim?<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- O kim? - pytam,
rozprowadzając balsam na moich spierzchniętych ustach.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- O tym chłopaku, którego
zostawiłaś.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Jego imię nie musi wcale
padać. Nawet mimo świeżego startu na który się odważyłam, nadal udawało mu się
napierać na trzeszczącą ścianę wybudowaną przeze mnie w nadziei utrzymania
myśli o nim z dala ode mnie. Poczułam jak żołądek wywraca mi się na drugą
stronę, a wszelkie próby zachowania pozoru normalności spaliły na panewce.
Jestem prawie pewna, że cały kolor odpłynął z mojej twarzy i jedyne czego
chciałam, to jakimś cudem usunąć się z całej tej sytuacji. Miałam nadzieję, że
go zapomnę, ale nadal tam jest; proszący, bym nie wymazywała wszystkich
wspomnień, pozornie nic nieznaczących rozmów i dotyków, które dzieliliśmy.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Ja nie..Nie było nikogo
takiego..<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">To, że nie mogę spojrzeć
jej w oczy w pewnym sensie mówi samo za siebie.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Bo, nie jestem głupia.
Moja mama mówi, że mam dar do tego typu spraw.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- No a jakże by inaczej -
śmieję się lekko.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Widuję cię z Jamesem,
kiedy wpada zrobić ci niespodziankę - mówi łagodniejszym głosem. - Odwracasz
się wtedy i wyglądasz na zawiedzioną. Tak, jakbyś chciała, żeby był to ktoś
inny.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Przełykam gulę formującą
się w moim gardle. Wiem, gdzie skieruje tę rozmowę, ale chcę wyskoczyć z tego
statku póki mogę.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Ten inny chłopak -
wnioskuje Tiff.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Mój umysł pozwala mi na
rozrzewnione zerknięcie we wspomnienia, które tak skrzętnie zakopałam. On
uśmiecha się do mnie, a ja momentalnie odrywam się od jego reminiscencji,
zatrzaskując przed sobą drzwi i ryglując je na cztery spusty. Dochodzę do
konkluzji, że on nigdy nie będzie innym chłopakiem. Zawsze będzie<span class="apple-converted-space"> </span><b><i>tym chłopakiem</i></b>.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- To już nie ma znaczenia.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Twój brak przekonania
mówi co innego.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Współczujący wzrok i ton
głosu Tiff nie pomagają ustabilizować moich pogruchotanych emocji i jeszcze
nigdy wcześniej nie byłam tak wdzięczna słysząc wesołe pokrzykiwanie Roba.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Zdajesz sobie sprawę z
tego, że masz jeszcze tylko dwie minuty, no nie?<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Opiera się o framugę
drzwi, z rękoma splecionymi na klatce piersiowej. Na jego koszulce widnieje
świeżo rozsmarowana pasta do zębów, a luźne dresy zwisają niedbale na jego
talii.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Ugh.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Przeciskam się obok niego
w przejściu, a on unosi w górę swoje ręce, dając mi do zrozumienia, że nie ma
zamiaru stawać mi na drodze. Winowajca spalonych tostów wychodzi z kuchni i
nawet nie jestem zdziwiona, kiedy okazuje się, że jest nim cichy Amerykanin
zajmujący pokój na samym końcu korytarza. Wita mnie kiwnięciem głowy, a ja
rzucam mu krótkie "dzień dobry" i zwinnie mijam jego sylwetkę.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Czasu ledwie starcza mi na
przebranie się w jeansy i conversy, po czym łapię torbę i toczę się w dół
korytarza, by dotrzeć do drzwi wyjściowych. Są otwarte, więc pędem puszczam się
przed siebie, podburzana adrenaliną.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Śniadanie zjemy jak
wrócisz! - krzyczy za mną Tiff.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Stoi w drzwiach
wyjściowych razem z Robem, który już zainteresował się paczką ciastek.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Dobra!<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">Jestem pewna, że ta cała
nasza głośna "wczesno-poranna" komunikacja obudziła studentów z
mieszkania obok, ale będą musieli jakoś to przeżyć, bo zaraz znowu cholernie
się spóźnię.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt; text-indent: 35.4pt;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">- Biegnij, Bo! Biegnij! -
krzyczy Rob, używając swoich dłoni jak megafonu.<o:p></o:p></span></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div style="margin: 0cm 0cm 0.0001pt;">
<br /></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">________________________________________________________<o:p></o:p></span></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<br /></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">KOCHANI, PIERWSZY ROZDZIAŁ
SEQUELA ZA NAMI :DDDDDD JAK SIĘ PODOBAŁO?!?!?!? OMFG BO POSZŁA NA
STUDIA!!!!!!!! PODEJRZEWAM ŻE SPOTYKA SIĘ ZJAKIMŚ JAMESEM?!?!?!?! WTF!?!?!?!?
HARRY MA SIĘ POJAWIC W OPOWIADANIU NIEDŁUGO I JUŻ SRAM NA SAMĄ MYŚL BO
JAPIERRH9IWSIDUHXUIOSIISDIDIDODOLE XD JEŚLI ZASTANAWIACIE SIĘ JAKI ODSTĘP
CZASOWY NASTĄPIŁ Z TEGO PRZESKOKU, TO SAMA AUTORKA MÓWI, ZE JEST TO OKOŁO DZIEWIĘCIU
MIESIĘCY. <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">JAK ZAUWAŻYLIŚCIE PEWNIE
JEST ZMIANA W CZASIE PISANIA I POWIEM WAM SZCZERZE, ŻE TO PRZYJEMNE
DOŚWIADCZENIE TŁUMACZYĆ TERAZ W TAKI SPOSÓB. <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">AWWWWWWH MYYYYY GOD.
JESTEM TAKA PODEKSCYTOWANA TYM FANFIKIEM I TYM, ŻE TYLE SIĘ TU BĘDZIE DZIAŁO I
OMFG1 JUŻ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ SIE KOLEJNEGO ROZDZIAŁU I TAK SAMO JAK WY MAM
NADZIEJĘ, ZE NIE BĘDZIEMU MUSIELI DŁUGO CZEKAĆ. NO TO C'YKA NA RAZIE! I JESZCZE
RAZ MAM NADZIEJĘ, ŻE PODOBAŁO SIĘ TŁUMACZENIE :) <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">PS. MOZECIE SIĘ JESZCEZ
SPODZIEWAĆ ZMIAN WYGLĄDU BLOGA I NIEKTÓRE LINKI JESZCEZ NIE DZIAŁAJĄ, ALE TO
WSZYSTKO NAPRAWIĘ W NAJBLIŻSZYM CZASIE BO JUŻ NIE CHCIAŁAM WAS DŁUŻEJ
PRZETRZYMYWAĆ :> <o:p></o:p></span></div>
<div align="center" style="margin-bottom: .0001pt; margin: 0cm; text-align: center;">
<span style="font-family: Arial, sans-serif;">AAAAAAAA dajcie mi jeszcze znać, czy wolicie jak są te wcięcia w akapitach czy mam dalej robić to tak, jak robiłam na poprzednich blogach, czyli że po prostu od entera bez wcięcia :P piszcie w komentarzach, żebym wiedziała na przyszłość :)</span></div>
<br />
<div class="MsoNormal">
<br /></div>
Sasha Fiercehttp://www.blogger.com/profile/10624266126929511860noreply@blogger.com364